Były reprezentant Polski spędził na Wyspach Brytyjskich aż sześć lat, reprezentując barwy: Derby County, Tottenhamu Hotspur, Southampton, Boltonu Wanderers, Watfordu i Reading. Z perspektywy czasu przyznał, że okres świąteczno-noworoczny był bardzo wymagający.
- To coś zupełnie innego niż w Polsce. U nas się odpoczywa, zaś w Anglii gra i to przy napiętym terminarzu. Niejednokrotnie wybiegałem na boisko w odstępie zaledwie dwóch dni, więc przerwy były krótkie. Pozytywne było to, że zestaw par układano w taki sposób, by wyjazdy w tym czasie nie były zbyt dalekie - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Grzegorz Rasiak.
Czy udało mu się przyzwyczaić do tych specyficznych z polskiego punktu widzenia warunków? - Przywykłem po pierwszym sezonie, mimo że faktycznie grafik był niesamowicie wymagający. Bywało, że już 25 grudnia o godz. 15.00 byłem poza domem i wracałem dopiero po meczu. Mam jednak dobre wspomnienia, bo zawsze na Boże Narodzenie przylatywali do mnie najbliżsi. Przy okazji szli na mecz i mogli mnie dopingować. Mi granie w piłkę święta nie sprawiało problemu, bo bardzo lubię swój zawód - zaznaczył.
Dla angielskiego kibica świąteczna wyprawa na stadion jest integralną częścią tego okresu. - 26 grudnia wygląda zazwyczaj tak, że nad ranem ludzie dają sobie prezenty, później jedzą śniadanie, a w godzinach popołudniowych idą na mecz. Zainteresowanie w ogóle nie spada i obiekty zawsze są pełne. To samo zresztą można zaobserwować podczas Wielkanocy - dodał Rasiak.
Czy w czasie pobytu na Wyspach Brytyjskich były reprezentant Polski przyjął którąś z miejscowych tradycji? - Raczej nie. W domu świętowaliśmy zgodnie z naszymi zwyczajami. Nie czułem potrzeby tego zmieniać. Z angielską tradycją stykałem się w zasadzie tylko na przyjęciu w klubie. Odbywało się ono 22 lub 23 grudnia. To był jedyny moment, w którym obchodziłem święta tak jak miejscowi - zakończył.