Piotr Tomasik: Z czwórki kandydatów ubiegających się o fotel prezesa PZPN, Tomasz Jagodziński jest postacią najmniej znaną, niemalże anonimową.
Tomasz Jagodziński: To pan tak twierdzi. Moje odczucia są zupełnie inne. Skąd w ogóle ten pomysł?
Choćby dlatego, że najmniej o panu wiadomo.
- Bez przesady. Zależy kogo zapytamy. Na przykład środowisko dziennikarskie znam jak własną kieszeń. I tak samo w drugą stronę. A to za sprawą tego, iż przez kilkanaście lat pracowałem w "Przeglądzie Sportowym", a potem byłem rzecznikiem PZPN. Może i najmłodsze pokolenie mnie nie kojarzy, ale to nie oznacza, że jestem anonimowy.
Przejdźmy do rzeczy. Co chce pan zmienić w polskim futbolu?
- Zmiany muszą być! Począwszy od prezesa, zarządu i spraw organizacyjnych. Ale od początku. Po pierwsze, bezpieczeństwo na stadionach. Wprowadzę rozwiązania, które wyeliminują ze stadionów tzw. "dzicz" i tych, którzy przychodzą na mecze po to, aby wszczynać burdy i zadymy. Po drugie, narodowy projekt szkolenia dzieci i młodzieży uzdolnionej piłkarsko. Chodzi o to, że w PZPN zostaną powołane dwie osoby koordynujące ten program. Po trzecie, zmiana wizerunku polskiego związku. To niezwykle ważna sprawa, którą trzeba się zająć. Od tego bowiem zależy pozyskiwanie sponsorów i współpraca z mediami. Po czwarte, stawiam na marketing. Wcześniej nie czerpano żadnych korzyści, jakie daje logo PZPN. Potrzebne jest to, aby zdobyć dodatkowe środki finansowe, które będziemy mogli przeznaczyć np. na szkolenie młodzieży. Po piąte, podejmę się działań na forum rządu i parlamentu, aby wprowadzić w ustawach stosowne zmiany. Chodzi o to, że podmioty fizyczne i gospodarcze, finansujące uprawianie piłki nożnej, powinny być zwolnione z odpisów podatkowych. Wiem, iż jest to możliwe. Mamy dobry klimat do rozwoju futbolu, choćby ze względu na organizację Euro 2012. Po szóste, stawiam na ścisłą współpracę z klubami. Jestem zwolennikiem zawodowych sędziów, profesjonalnego zarządzania związkiem, aby nie wywoływał tak negatywnych emocji, jak obecnie. Będą obowiązywały jasne i czytelne reguły gry, a także zasada "PZPN bez tajemnic". Po siódme, trzeba skończyć z korupcją. Wprowadzimy pakiet antykorupcyjny, który w sposób bardzo rygorystyczny ograniczy w większości zjawisko korupcji.
Wróćmy do punktu trzeciego. Jerzy Engel ostatnio wpadł na pomysł, aby przeznaczać 3 miliony złotych rocznie na poprawę wizerunku PZPN poprzez zatrudnienie agencji PR.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! To zabieg skandaliczny. Na dziesięć dni przed zjazdem chciał na to przeznaczyć 100 tysięcy. Nie ma potrzeby za takie pieniądze wynajmować jakiejś agencji, która by najchętniej pobierała pieniądze, a oferowała Bóg wie co. Ludzie ze środowiska muszą sami zapracować na poprawę wizerunku, co trwa latami. Mam już kilka pomysłów nawet na to, aby image polskiego związku uległ poprawie.
Mówi pan otwarcie o walce z korupcją...
- Nie! PZPN jest powołany do innych zadań. Ja po prostu zamierzam raz na zawsze rozwiązać tę sprawę poprzez wprowadzenie rygorystycznego prawa. Odpowiednie zapisy ograniczą one pokusę korupcyjnych zachowań. Nie mam ochoty na każdym zjeździe poruszać tematu korupcji. Mamy zająć się organizacją mistrzostw Europy i szkoleniem młodzieży. To są nasze zadania.
Sędzia Marek Mikołajewski, mimo zarzutów korupcyjnych, tydzień temu sędziował spotkanie w ekstraklasie.
- Skandal! To samobój ze strony Związku. Zresztą nie pierwszy, bo tych strzałów do własnej bramki było ostatnio wiele. Z uwagi na zdrowie psychiczne, PZPN powinien dać odpocząć niektórym od piłki. Sytuacja z Mikołajewskim jest nieporozumieniem i gdyby to ode mnie zależało, temat jego powrotu sędziowania w ogóle by nie powstał.
Brakuje nam zawodowych arbitrów. Ostatnio kilka spotkań naszej ligi prowadzili sędziowie z Japonii. Jak zamierza pan rozwiązać ten problem?
- Nie róbmy u nas drugiej Japonii. Nie przenośmy wzorów z takich krajów. Taka współpraca okazuje się bardzo kosztowna. Jestem za pełnym zawodowstwem i tym, aby sędziowie mieli wysokie honoraria za prowadzenie spotkań. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będę w stanie zapłacić arbitrowi za miesiąc pracy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ale muszą też być rozliczani z popełnianych błędów. I liczę, że nikt nie pomyśli - mówiąc delikatnie - o jakimś niecnym numerze. Jestem także zwolennikiem wprowadzenia piątego sędziego, bo trzeba być bardzo blisko zdarzeń, aby je odpowiednio zinterpretować. Ryzyko błędu należy ograniczyć do minimum. Jedna pomyłka arbitra może być niezmiernie kosztowna, bo klub po porażce traci duże pieniądze. Dlatego też chcemy zainwestować w zawodowych sędziów i rozwiniętą technikę. Troszkę się rozgadałem w tym temacie (śmiech).
Na koniec pytanie o reprezentację Polski. Jest pan zwolennikiem osoby Leo Beenhakkera i jego holenderskiej myśli szkoleniowej?
- Nie spotkałem się jeszcze z takim stwierdzeniem. Jedyne, co go z tym łączy, to fakt, iż jest Holendrem. Ale wracając do tematu, byłem i wciąż jestem jego zwolennikiem. Na początku byłem zachłyśnięty efektami jego pracy, ale po mistrzostwach Europy zmieniłem opinię. Zmienił się też trener. Nie może być tak, że Beenhakker będzie organizował konferencję prasową na zagranicznym wyjeździe przed meczem reprezentacji. Wolałbym, aby Leo zajął się eliminowaniem błędów piłkarzy, aby nie padały takie głupawe bramki jak ze Słowacją. To lepsze niż krytyka środowiska, dziennikarzy i wszystkich tych, którzy mają inne poglądy od niego. Teraz mu się wydaje, że posiadł wszystkie rozumy i może pouczać każdego związanego z polską piłką. Tak być nie może! Jako kibic i sympatyk futbolu, nie życzę sobie, aby ciągle narzekał i wszystko krytykował. A to brakuje boisk, a to ktoś mu przeszkadza, a to jeszcze coś innego...