Pozorny spokój Mariusza Rumaka

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Trudne życie ma ostatnio Mariusz Rumak. Szkoleniowiec Lecha cieszy się ogromnym zaufaniem władz Lecha, ale paradoksalnie przez to więcej ciosów zbiera z zewnątrz.

W tym artykule dowiesz się o:

- Biorąc pod uwagę erę Amiki w klubie, faktycznie to mnie chyba obdarzono największym kredytem - przyznał Mariusz Rumak, indagowany o tę kwestię przez dziennikarzy. To nie oznacza jednak, że opiekun wicemistrza Polski może pracować w spokoju. Coraz częściej bowiem negatywnie oceniają go kibice, a także media.

Czy ta skomasowana momentami krytyka jest uzasadniona? Wydaje się, że tak. Zimą Lech nie miał przecież problemów kadrowych takich jak latem ubiegłego roku, a mimo to zdążył już zaliczyć dwie kompromitujące wpadki: porażkę 1:5 w Szczecinie i remis 2:2 w Łodzi z ostatnim w tabeli Widzewem. Tragizm tego drugiego wyniku potęguje fakt, że poznaniacy prowadzili 2:0, a mimo to wykazali się dekoncentracją i roztrwonili zaliczkę.

- Wszyscy oceniają zespół, a minęły tak naprawdę cztery kolejki rundy wiosennej. Pod względem zdobyczy punktowej faktycznie nie jest dobrze, lecz rok temu otwarcie było podobne. Sęk w tym, że wtedy zajmowaliśmy 2. miejsce w tabeli i dlatego na całą sytuację patrzono inaczej. Jeśli chodzi o to, co dzieje się teraz, to nie same wpadki są najbardziej dobijające, a ich okoliczności - uważa Rumak.

Niedawno minęły dwa lata, odkąd młody szkoleniowiec zasiada u sterów poznańskiej ekipy i nawet przy dużej dozie dobrej woli, trudno pokusić się o stwierdzenie, że Lech pod jego wodzą zanotował skok jakościowy. Niezadowolenie wśród kibiców i obserwatorów budzi też skrajny brak powtarzalności. Minione 24 miesiące były bardzo burzliwe i obfitowały w spektakularne wpadki - zarówno w T-Mobile Ekstraklasie, jak i w Pucharze Polski i Lidze Europejskiej.

Porażka w dwumeczu z Żalgirisem Wilno czy kompromitująca postawa w potyczce z Miedzią Legnica to tylko nieliczne przykłady meczów, które wywoływały pożary. Każdy z nich Rumakowi udawało się ugasić, problem w tym, że na krótką metę. Zawsze gdy wydawało się, że gorzej już być nie może i Lech wreszcie ruszy, nadchodził moment, w którym znów hamował i musiał budować serię od nowa.

Dobrym przykładem jest ostatni pojedynek z Widzewem. Po kompromitacji w Szczecinie lechici efektownie przełamali się przeciwko Piastowi, a mając w perspektywie wyjazd do Łodzi, a następnie domowe spotkanie z Podbeskidziem Bielsko-Biała, liczyli zapewne na komplet oczek. Jak się okazało, znów przeżyli zawód.

Przynajmniej część niepowodzeń Kolejorza wynika z dekoncentracji samych zawodników. Trener Rumak jak ognia jednak unika ich krytykowania, wszystkie ciosy biorąc na siebie. Czy szatnia mu się odwdzięcza i robi wszystko, by nie musiał świecić oczami na konferencjach prasowych? Tu już można polemizować.

Przed Lechem kolejny mecz na przełamanie. Czy o posadę trenera? W tej kwestii lepiej nie wyciągać daleko idących wniosków, bo jeśli chodzi o zachowywanie chłodnej głowy, to władze Kolejorza nie mają sobie równych. Kłopot w tym, że samo poparcie "góry" dziś już nie wystarczy Rumakowi, by w spokoju pracować. Drogi są dwie. Albo Lech ustabilizuje formę i wreszcie zacznie (regularnie!) grać na miarę swoich możliwości, albo prezesi stracą cierpliwość i zrobią to, czego domaga się spora część kibiców - zatrudnią nowego szkoleniowca.

Źródło artykułu: