Wszystko jest w naszym zasięgu - rozmowa z Markiem Szyndrowskim, obrońcą Korony Kielce

Marek Szyndrowski powrócił do Kielc przed inauguracją sezonu z wypożyczenia do Arki Gdynia. Obecnie jest podstawowym obrońcą kieleckiego zespołu. "Szyndro" cieszy się, że w ostatnich spotkaniach rundy Koronie przyjdzie się zmierzyć z mocnymi rywalami.- Łatwiej się gra z zespołami, które prezentują ładną, otwartą piłkę. Nie będziemy musieli męczyć się tak, jak chociażby w Zabierzowie z Kmitą - mówi kielecki defensor.

Artur Wiśniewski: Dolcan Ząbki to drużyna, która nie ma nawet przyzwoitego stadionu a obecnie okupuje dolne sfery pierwszej ligi, tymczasem o mały włos w sobotę nie zabrała wam dwóch punktów.

Marek Szyndrowski: Dolcan bez wątpienia nas zaskoczył. Nie spodziewaliśmy się, że od pierwszej minuty zaatakuje nas pressingiem, że postawi nam tak trudne warunki. Myśleliśmy, że spotkanie będzie łatwiejsze do wygrania. Choć mieliśmy też cały czas na uwadze fakt, że goście nie przegrali pięciu ostatnich spotkań, więc musieliśmy podejść do tej konfrontacji w pełni zmobilizowani.

W wyniku kontuzji Roberta Bednarka przesunięty zostałeś na lewą stronę. To nie jest Twoja nominalna pozycja.

- Tak, na lewej obronie gram z konieczności już drugie spotkanie z rzędu. Na pewno czuję się pewniej po drugiej stronie boiska. Najważniejsze są w tym momencie już nie tyle takie niuanse, ile sam fakt, że udało nam się wygrać mecz i zdobyć kolejne trzy bardzo ważne punkty.

Pod okiem wyraźny siniec. Zupełnie jak po walce bokserskiej z Mikiem Tysonem.

- W pierwszej połowie zostałem uderzony łokciem przez jednego z zawodników gości. Arbiter słusznie to wychwycił, ale moim zdaniem mógł pokusić się o pokazanie żółtej kartki. Można to podsumować krótkim oczywistym stwierdzeniem, że po prostu taka jest piłka i takie rzeczy się dzieją.

Po raz ostatni w rundzie jesiennej zagraliście na swoim boisku. Mógłbyś dokonać ogólnego podsumowania spotkań u siebie?

- Na pewno niezbyt korzystny mieliśmy początek, gdzie dwa spotkania przegraliśmy tracąc przez to sześć punktów. Mierzyliśmy się wówczas z GKS-em Jastrzębie i ze Stal Stalową Wolą. Gdybyśmy te pojedynki przechylili na swoją korzyść, a mogliśmy to przecież spokojnie zrobić, pewnie teraz bylibyśmy na pierwszym miejscu w tabeli pierwszej ligi. Ale co było, to było. Potem zaliczyliśmy dobrą serię spotkań, pięliśmy się coraz wyżej w klasyfikacji. Obecnie jesteśmy na trzecim miejscu i wierzymy, że po ostatnich trzech meczach będzie jeszcze lepiej, niż teraz.

Trzy mecze do końca rundy i możliwych 9 punktów do zdobycia. Taki scenariusz chętnie ujrzeliby kibice. A tak realnie?

- Jest to na pewno realny cel. Nie mamy przed sobą łatwych meczów, jedziemy do Łęcznej mierzyć się z Górnikiem, a przede wszystkim z mocnym Widzewem w Łodzi. To drużyny, które występują na ładnych stadionach i grają ciekawą piłkę. Będzie nam jednak z pewnością łatwiej, niż gdybyśmy musieli męczyć się przez 90 minut na przykład z Kmitą w Zabierzowie czy z Motorem w Lublinie. Podkreślam, że wszystko jest w naszym zasięgu.

Podbeskidzie Bielsko Biała straciło punkty, dzięki czemu wskoczyliście na trzecie miejsce, które na koniec sezonu daje możliwość gry w barażach o awans do ekstraklasy. Wówczas o promocji może w sporym stopniu decydować albo przypadek, albo dyspozycja dnia.

- Przed nami są Widzew i Zagłębie Lubin. Jeśli chodzi o łodzian, to zawsze grało nam się z nimi bardzo dobrze. Potrafiliśmy pokonywać ich na wyjeździe i teraz można by powtórzyć ten wyczyn. Zwłaszcza, że to otwarty zespół, z którym nie trzeba się mocować. Lepiej awansować z pierwszego czy drugiego miejsca, by zaoszczędzić sobie niepotrzebnych nerwów.

Komentarze (0)