Moje dni w Cracovii są policzone - rozmowa z Wojciechem Stawowym, trenerem Cracovii

- Jestem za słaby na to, żeby w ciągu 3 godzin na wideo ocenić to, czy piłkarz ma trafić do klubu ekstraklasowego - odpowiada na zarzuty prezesa Janusza Filipiaka trener Cracovii Wojciech Stawowy.

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Prezes Janusz Filipiak udzielił głośnego wywiadu, w którym mówił między innymi o sprawach transferowych. Zapoznał się pan z tym wywiadem?

Wojciech Stawowy: Tak. Co mogę powiedzieć? Tylko tyle, że prezes Filipiak jest naszym szefem, prowadzi ten klub i ma duże zasługi, jeśli chodzi o to, co dzieje się i działo się w Cracovii. Nie chcę z tym polemizować i oceniać tego wywiadu, bo prezes wyrażał się o mnie w może niezbyt przychylnych słowach, ale wyraził to, co czuje i ja chcę to uszanować.

Prezes mówił między innymi o liście 30 zawodników, z których ani jednego nie sprowadzono do Cracovii, ponieważ rzekomo albo nie chciał się pan zająć tymi kandydaturami, albo nie miał pan na to czasu. Jak to wygląda z pana perspektywy?

- Tak jak powiedziałem wcześniej, nie chciałbym na łamach mediów polemizować o tym z Profesorem, ale jeśli pada taki zarzut, to chciałbym to sprostować. Prezes Filipiak nie jest do końca dobrze poinformowany o całej sytuacji i szkoda, że nie miałem możliwości o tym z nim porozmawiać, bo po meczu kompletnie o transferach nie rozmawialiśmy. Gdyby taki temat padł, to ja bym to Profesorowi wytłumaczył. Tymczasem pierwsza rozmowa z Profesorem na temat transferów miała miejsce na tydzień przed rozpoczęciem rundy. Dokładnie w Popradzie na tym naszym mini zgrupowaniu rozmawiałem z prezesem telefonicznie na temat Mikulicia i innych zawodników, ale nie tak szeroko, jak to prezes przedstawił.

Do nas cały czas spływały oferty od agentów i do mnie osobiście też dzwonili różni menedżerowie z propozycjami zawodników. To nie jest tak, że ja tych propozycji nie przeglądałem, nie sprawdzałem. Dostawałem dużo informacji od dyrektora Burlikowskiego. Problem polegał na tym, że to byli piłkarze zagraniczni i piłkarze, których trzeba było obejrzeć na płycie DVD albo w Internecie i ja na to miałem 3-4 godziny albo maksymalnie jeden dzień. Taka była między innymi sytuacja w przypadku tego słynnego 35-krotnego reprezentanta Czarnogóry (Milana Jovanovicia - przyp. MK). Dostałem informację, że muszę go obejrzeć - byłem wtedy na obozie w Turcji - w ciągu paru godzin i rano następnego dnia dać odpowiedź definitywną. Program, w którym go oglądaliśmy, ciągle się przycinał i ciężko było cokolwiek zobaczyć. Nawet przyjechał do nas jeden człowiek z Lechii Gdańsk i wspólnie z nim z dyrektorem Burlikowskim oglądaliśmy tego zawodnika.

Jestem osobą odpowiedzialną i nigdy nie podejmę decyzji, która będzie ze szkodą dla Cracovii, więc jeśli mam obejrzeć zawodnika w ciągu 3-4 godzin na płycie DVD lub w Internecie i na bazie tego podjąć decyzję o tym, czy go biorę, czy go nie biorę, to nigdy takiej decyzji nie podejmę. Jeżeli później ten zawodnik nie będzie grał albo będzie grał słabo, to prezes Filipiak później powie: "przecież pan tego zawodnika oglądał, pan go chciał i pan się pod nim podpisał". Jestem osobą odpowiedzialną i nigdy nie wezmę do swojej drużyny piłkarza, którego mam obejrzeć w 3 godziny na wideo lub w Internecie.

To był pierwszy zasadniczy problem. Ci zawodnicy nie chcieli przyjeżdżać na testy - ja ich chciałem testować na obozie w Turcji, bo wtedy była idealna możliwość, by się u nas pokazali. I ci piłkarze tego nie chcieli albo ich agenci tego nie chcieli. Pozostawało tylko to, że mam parę godzin na oglądnięcie ich na płycie i albo biorę, albo nie biorę. Ja się w życiu pod czymś takim nie podpisze, bo inaczej się ściąga zawodników do klubów. Za tym stoją określone pieniądze: kontrakt, prowizja menedżerska. Ktoś musi za to wziąć odpowiedzialność i ja mogę to zrobić, ale za piłka, którego obserwuję, którego widzę, którego obserwują inni ludzie z naszego klubu i przekazują mi informacje. Wtedy takie ryzyko można podjąć, bo transfer zawsze jest ryzykiem, ale żeby przynajmniej ten zawodnik był choć sprawdzony.

Mówienie o tym, że nie chciałem jechać oglądać zawodników, bo nie miałem na to czasu, to jest prawda. Bo jak można jechać oglądać piłkarza, kiedy jest się na zgrupowaniu? Miałem zostawić drużynę i jechać na trzy, cztery dni i oglądać zawodników? Piłkarzy ogląda się przede wszystkim wtedy, gdy trwa sezon, ale też wtedy ja mam swoje mecze. To tak, jakbym teraz przed meczem z Podbeskidziem zostawił zespół na trzy dni i pojechał kogoś oglądać. Powiedziałem, że akurat na to nie mam czasu i mogą to robić inni ludzie, którzy nie muszą prowadzić drużyny i brać odpowiedzialności za wynik sportowy.
To nie jest tak, że ja nie chciałem zawodników albo że nawet nie oglądałem. Oglądałem, ale na DVD albo przez Internet i na bazie tego nie chciałem brać odpowiedzialności, bo miałem na to zbyt mało czasu, czyli 3-4 godziny albo jeden dzień. A jeśli już ktoś mi się spodobał, to był problem z ich przyjeżdżaniem na testy. W trakcie przygotowań do rundy nie mogę jeździć po Europie i oglądać zawodników trenujących w innych klubach, tylko muszę skupić się na swojej drużynie i na pracy na treningach. Oczywiście, przyjmuję to. Może to być moja wina. Ja już się do tego przyzwyczaiłem, że co by się w Cracovii nie stało, to jest to wina Stawowego. Awansowaliśmy do ekstraklasy, ale były pretensje, że brzydko graliśmy i że fuksem awansowaliśmy. Wolę takie fuksy niż inne. Trzeba się cieszyć i doceniać to, że Cracovia jest w ekstraklasie. Kiedy ostatni raz Cracovia martwiła się o to, czy będzie od 8. miejsca w górę? Ja sobie nie przypominam. Dziś jest taka sytuacja, że nikt nie przyjmuje do wiadomości braku awansu do pierwszej "8". Cieszę się, bo to oznacza, że oczekiwania w stosunku do tego zespołu są duże, a one zostały wzbudzone dobrą grą. Mimo to ciągle ktoś jest niezadowolony, ciągle się coś komuś nie podoba. Ciągle jest źle i temu winien jest trener Stawowy. Niech tak zostanie. Nie mam z tym problemu, ale muszę sprostować pewne rzeczy, bo nie może być tak, że ktoś powie, że nie chciałem testować, że nie chciałem jeździć. Testować się nie dało, bo zawodnicy nie chcieli przyjeżdżać. Jeździć nie mogłem, bo miałem okres przygotowawczy.

To nie powinno się odbywać w taki sposób, że ktoś mi przyniesie płytę albo powie, żebym sobie wstukał kogoś w Internecie do obejrzenia i żebym na drugi dzień miał dać odpowiedź czy go biorę, czy go nie biorę. Tak to niestety wyglądało i muszę o tym powiedzieć, bo nie pozwolę sobie na to, żeby ktoś posądzał mnie o rzeczy, których nigdy nie robiłem i od których jestem daleki.

Dla mnie najważniejsze zawsze było dobro Cracovii i darzę szacunkiem prezesa Filipiaka, dlatego nie jestem skłonny do tego, żeby powiedzieć mu w sposób nieodpowiedzialny: "panie Profesorze, weźmy tego zawodnika, bo ja go trzy godziny oglądałęm i on jest świetny. Proszę mu zapłacić tyle i tyle, a jego agentowi tyle i tyle". Nie będę nikogo naciągał na nieprzemyślane wydatki. Ja się pod czymś takim nigdy nie podpiszę.

Chciał(a)byś, żeby Wojciech Stawowy był trenerem drużyny, której kibicujesz?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×