Każdy punkt jest na wagę złota - rozmowa z Adamem Więckowskim, obrońcą GKP Gorzów Wlkp.

Beniaminek fatalnie spisywał się w ostatnich meczach i tylko najwierniejsi kibice wierzyli, że zdoła przełamać się przed końcem rundy jesiennej. GKP dokonał jednak tej sztuki. Na łamach portalu SportoweFakty.pl 30-letni piłkarz gorzowskiej drużyny analizuje zwycięski pojedynek z Motorem.

Paweł Patyra: Zwycięstwo w Lublinie cieszy szczególnie?

Adam Więckowski: W ogóle po raz pierwszy udało się nam wygrać mecz na wyjeździe. Jest to podwójna radość, bo przegraliśmy przecież 4 mecze z rzędu. Po tych porażkach i słabej grze postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Nie nastawiliśmy się na piękną grę, ale przede wszystkim na zabezpieczenie strefy obronnej. Próbowaliśmy jak najszybciej długimi podaniami przedostawać się na połowę przeciwnika i tam próbować jakichś kontr. Po jednym z błędów obrońców Motoru, Maciek Malinowski przyjął piłkę i uderzył po długim rogu. To ustawiło drugą połowę.

W drugiej połowie ambitnie i skutecznie rozbijaliście akcje Motoru.

- Mimo że Motor wtedy ruszył na nas "ławą" - grali trzema czy nawet czterema napastnikami, my w miarę możliwości próbowaliśmy rozbijać te ataki, co nam się udało. Jeszcze w końcówce strzeliliśmy bramkę na dobicie, praktycznie z ostatnim gwizdkiem sędziego.

Nawet piłkarze Motoru nie ukrywają, że boisko w Lublinie jest tragicznie. Podziela pan ten pogląd?

- Tak, dlatego, jak mówiłem wcześniej, nie nastawiliśmy się na piękną grę. Chcieliśmy jak najszybciej oddalić piłkę od naszej strefy obronnej i próbować zrobić coś na połowie przeciwnika.

Ostatni raz GKP strzelił gola w meczu wyjazdowym w 4. kolejce...

- Można powiedzieć, że rozpoczęliśmy rundę jesienną golami na wyjazdach i tak też ją kończymy. Przede wszystkim cieszymy się z przerwania tej tragicznej passy, bo w czterech meczach mieliśmy bilans bramkowy 0:12. Na pewno chwały nam to nie przysparzało. Ale nie po to jechaliśmy 700 kilometrów, żeby przejechać się do Lublina i zobaczyć miasto, ale żeby zwyciężyć w meczu. To podwójne szczęście, bo mamy 3 punkty i nasi snajperzy przełamali niemoc.

W czym tkwią przyczyny tej passy czterech meczów bez gola i punktu?

- Nie odpowiem panu na to pytanie, bo my zastanawialiśmy się nad tym przez 4 mecze i nie mogliśmy znaleźć przyczyny. Na pewno nie wyglądaliśmy źle pod względem fizycznym. Prawdopodobnie coś zablokowało się w głowach, ale to tylko takie tłumaczenie...

Lublin okazał się szczęśliwy...

- Przyjechaliśmy do Lublina, żeby "wyczyścić" te złe wspomnienia z ostatniego okresu i optymistycznie patrzeć na mecze z wiosny, które czekają nas za dwa tygodnie, czyli z Zagłębiem Lubin i Koroną Kielce. To bardzo fajni przeciwnicy, gramy z nimi u siebie. Po prostu trzeba walczyć i może zdobędziemy jakieś punkty.

Dzięki tej wygranej przeskoczyliście Motor w tabeli i wydostaliście się ze strefy spadkowej.

- Nie patrzyliśmy na to. My chcieliśmy przede wszystkim się odblokować. Tak się ułożyło, że przy zwycięstwie można przeskoczyć z przedostatniego miejsca nawet na 12. miejsce. Dzięki temu robi się jeszcze ciekawiej. Nie ma tak jak we wcześniejszych latach, że jeden czy dwa zespoły zdecydowanie odstawały i praktycznie po rundzie jesiennej można było wskazywać niektórych spadkowiczów. Jest jeszcze cała runda wiosenna. Każdy punkt jest dla nas na wagę złota. Jesteśmy beniaminkiem i naszym celem jest utrzymanie się w lidze.

W dwóch meczach z rundy wiosennej, które rozegracie w listopadzie zmierzycie się z bardzo wymagającymi rywalami, jednak np. Kmita Zabierzów pokazał, że można urwać Zagłębiu punkty.

- Naprawdę każdy z każdym może wygrać. W meczach można zwyciężać nie tylko dzięki pięknej grze, ale przede wszystkim dzięki walce i zaangażowaniu, co my pokazaliśmy w Lublinie. Po prostu bardziej chcieliśmy od Motoru. Pokazaliśmy, że potrafimy walczyć, chociaż wcześniej zarzucano nam, że graliśmy bez walki. Teraz pokazaliśmy, że naprawdę mamy charaktery.

Komentarze (0)