Piłkarze Sandecji w kiepskich nastrojach po porażce z Górnikiem Łęczna

Seria meczów bez porażki na własnym stadionie zakończyła się na ośmiu, wliczając w to Puchar Polski. Sandecja w 21. kolejce straciła punkty w dramatycznych okolicznościach.

Piłkarze Ryszarda Kuźmy wyszli na prowadzenie w 76. minucie. Choć bramkarz Sergiusz Prusak rzucił się w dobry róg, to mocne uderzenie Adama Mójty z rzutu karnego trafiło do siatki. - Można powiedzieć, że radości z bramki nie ma - komentował najlepszy strzelec Sandecji w obecnym sezonie.

Gol na nic się zdał, bo rywale potrafili nie tylko wyrównać w 88. minucie po uderzeniu z 5 metrów Arkadiusza Woźniaka, ale strzelić zwycięską bramkę w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. W pierwszej akcji długie dośrodkowanie zgrał w polu karnym Maciej Szmatiuk, który wygrał pojedynek z Mateuszem Bartkówem, a rezerwowego napastnika Górnika nie upilnował Robert Cicman. W drugim przypadku z rzutu rożnego dośrodkował Paweł Sasin, a akcję zamknął inny rezerwowy, Nikolajs Kozacuks. - To jest niemożliwe. Kilka minut przed końcem prowadziliśmy 1:0 i daliśmy sobie wydrzeć wygraną. Przegraliśmy pojedynki we własnym polu karnym i rywale to dwukrotnie wykorzystali w ciągu 5 minut. Tak nie może być, bo mamy doświadczony zespół i nie wolno nam przegrywać takich meczów - stwierdził pomocnik Matej Nather, który pod koniec I połowy mógł strzelić gola, ale jego dobitkę strzału Macieja Bębenka na róg sparował golkiper. - Po strzeleniu bramki przez Adama wierzyłem, że utrzymamy prowadzenie do końca. Niestety przegraliśmy - dodał.

Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas!

Sandecja mogła już wcześniej zdobyć bramkę. W 58. minucie stoper Robert Cicman trafił w słupek po strzale głową, a ostatniej akcji I części, strzał Macieja Bębenka sparował Sergiusz Prusak. - Nie żałuję, że zwlekałem z uderzeniem, bo wydaje mi się, że dwóch zawodników robiło już wślizg i gdybym oddał strzał prawą nogą, to by go zablokowali. Natomiast na pewno po zwodzie mogłem mocniej uderzyć na bramkę - przyznał pomocnik.

Górnik Łęczna jest pierwszą drużyną przyjezdną od 24 sierpnia ubiegłego roku, która zdołała wywalczyć komplet punktów na stadionie w Nowym Sączu. Może nie tyle sam fakt przegranej, a okoliczności jej poniesienia podłamały nieco podopiecznych trenera Kuźmy. - Mam nadzieję, ze ta porażka nie będzie nam długo siedzieć w głowach. Musimy szybko o niej zapomnieć. Straciliśmy w głupi sposób bramki, ciężko było nam utrzymać piłkę, a konsekwencje było widać - zakończył Adam Mójta.

Źródło artykułu: