Pojedynek z Górnikiem Zabrze miał być okazją dla piłkarzy Śląska Wrocław do wybicia się ze środkowej strefy grupy spadkowej. By cel osiągnąć drużyna z Alei Śląska musiała w meczu z Trójkolorowymi zgarnąć całą pulę. Sztuka ta się jednak wrocławianom nie udała i musieli zadowolić się zaledwie zdobytym punktem.
- Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu dobra. Narzuciliśmy Górnikowi swoje warunki i mieliśmy mecz pod kontrolą. Udało nam się też zdobyć bramkę, ale zabrakło drugiego trafienia jeszcze przed przerwą - ocenia Krzysztof Ostrowski, pomocnik wrocławskiej drużyny.
Słabsza w wykonaniu WKS-u była druga odsłona spotkania. Na boisku wyraźnie przeważali wtenczas zabrzanie, a piłkarze Śląska - nastawieni do gry z kontry - nie rwali się do ataku. W konsekwencji zachowawczej postawy WKS stracił bramkę, ale też miał też piłkę meczową, która mogła przesądzić o losach widowiska.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
- Po przerwie zagraliśmy znacznie słabiej. Oddaliśmy pole do popisu Górnikowi, który to wykorzystał strzelając bramkę wyrównującą. Po stracie bramki mieliśmy dwie dobre okazje do zdobycia decydującego trafienia, ale wyraźnie brakowało szczęścia i skuteczności - analizuje doświadczony zawodnik Śląska.
Szczęście do Górnika uśmiechnęło się w końcówce regulaminowego czasu gry drugiej połowy, kiedy po strzale Dalibora Stevanovicia piłka trafiła w słupek zabrzańskiej bramki. - Gdyby piłka wpadła do siatki, to nie mam cienia wątpliwości, że byśmy ten mecz wygrali. Z drugiej strony w końcówce, to Górnik miał piłkę meczową i gdyby strzelił bramkę, to my schodzilibyśmy z boiska bez punktów. Trzeba tę zdobycz uszanować - puentuje pomocnik drużyny ze stolicy Dolnego Śląska.