- Wyszło nam całkiem niezłe spotkanie. Zdominowaliśmy Bełchatów zwłaszcza w drugiej połowie, kiedy dzieliliśmy i rządziliśmy na boisku. Rywale starali się kontrować, ale zupełnie im to nie wychodziło, bo byliśmy bardzo dobrze ustawieni w odbiorze - przyznaje Janusz Gancarczyk, skrzydłowy katowickiej drużyny.
Pierwsza połowa - a zwłaszcza pięć ostatnich minut - nie była najlepsza w wykonaniu GKS-u Katowice. Co prawda śląska drużyna wyszła na prowadzenie, ale w ostatnich minutach przed przerwą dała sobie wbić dwie bramki.
- Po tych dwóch ciosach w końcówce byliśmy trochę skołowani. Za słabo kryliśmy Michała Maka, który dwa razy mocniej zakręcił Alanem Czerwińskim i po jego zagraniach padły bramki. Pomogła nam ostra rozmowa w szatni, gdzie padło kilka mocnych słów. Każdy z nas uderzył się w pierś i wyszliśmy na boisko naładowani - przekonuje pomocnik GieKSy.
Obok wspomnianego Michała Maka mocnym ogniwem bełchatowskiego zespołu był Adrian Basta. - Chłopak strzelił bramkę po sytuacyjnej piłce. Nie wiem czy popełniłem błąd w kryciu w tej sytuacji, ale na pewno kilka razy "powiozłem" go za sobą po skrzydle w pierwszej połowie, dzięki czemu w drugiej nie był już tak aktywny - ocenia "Garnek".
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
GieKSa pozostaje bez zwycięstwa w rundzie wiosennej. - Bardzo mnie bolą te dwa stracone punkty z Bełchatowem. Podobnie z Okocimskim czy na Sandecji głupio te punkty potraciliśmy. Zamiast dziewięciu punktów mamy na koncie jeden i musimy wziąć się do roboty i zacząć te punkty zbierać, bo czołówka punktuje i nam ucieka - podkreśla gracz drużyny z Bukowej.