Nowi napastnicy Podbeskidzia zawodzą na całej linii. "Przy tych transferach ryzyko było wkalkulowane"

Podbeskidzie spisuje się wiosną powyżej oczekiwań, ale napastnicy, którzy wzmocnili je w przerwie zimowej, nie imponują skutecznością. Gdzie tkwi przyczyna?

Zespół Leszka Ojrzyńskiego zanotował w tym roku trzy zwycięstwa, pięć remisów i tylko jedną porażkę. Najskuteczniejszym strzelcem jest Marek Sokołowski, który ma na koncie sześć goli. O połowę mniej bramek zgromadził Fabian Pawela.

Jak spisują się natomiast zimowe nabytki Górali? Jan Blazek trafił do siatki zaledwie raz, natomiast Mikołaj Lebedyński i Charles Nwaogu wciąż czekają na przełamanie niemocy. Postawa tej trójki to jedyna rysa na dobrym wrażeniu, jakie pozostawia po sobie w tym roku ekipa z Bielska-Białej.

- Sprowadziliśmy zimą trzech nominalnych napastników, z którymi wiązaliśmy spore nadzieje. Faktycznie nie wygląda to na razie zbyt dobrze, lecz sytuacja jest złożona. Nwaogu leczy aktualnie uraz, a Blazek i Lebedyński mieli problemy zdrowotne wcześniej. To nie pozostaje bez wpływu na ich dyspozycję - zaznaczył w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl prezes Podbeskidzia, Wojciech Borecki.

Sternik klubu zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt. - Nie stać nas na rozrzutność. Nie możemy sobie pozwolić na zatrudnianie gwiazd, bo mamy ograniczone możliwości. Dlatego do naszej drużyny trafiają zawodnicy, którzy próbują się pokazać, odbudować, bądź po prostu przypomnieć. W takich okolicznościach trudno oczekiwać, że każdy transfer okaże się strzałem w dziesiątkę. Będę zadowolony jeśli po sezonie przynajmniej część z tych wzmocnień uznamy za udaną. Na razie nie ma sensu rozdzierać szat.

Problem w ofensywie jednak jest. Dość powiedzieć, że Podbeskidzie ma w kadrze sześciu nominalnych napastników (Sebastian Bartlewski, Jan Blazek, Krzysztof Chrapek, Mikołaj Lebedyński, Charles Nwaogu i Fabian Pawela), a razem strzelili oni... cztery gole.

Komentarze (0)