W poprzedniej potyczce z ekipą z Brzeska Krotofil był jedną z najjaśniejszych postaci na boisku. Obrońca uszczelniał defensywę beniaminka i często podłączał się w akcje ofensywne. Z kolei przeciwko katowiczanom nie zdołał powtórzyć występu.
- Czasem głównym zadaniem jest zabezpieczenie defensywy, a gra do przodu jest dodatkiem. W tym meczu GKS nie pozwolił rozwinąć nam skrzydeł. Mimo wszystko byliśmy w stanie zrobić dwie sytuacje i szkoda, że akurat nie udało się ich wykorzystać - przyznaje zawodnik.
Drużyna Jana Furlepy nie przypominała ekipy, która w ostatniej kolejce wysoko pokonała Okocimskiego. Zielono-czarni zagrożenia pod bramką gości stworzyli jak na lekarstwo. - Jeśli nie strzela się gola w meczu, to ciężko jest o dobry rezultat. Może właśnie tego zabrakło, bo gdybyśmy zdobyli chociaż jedną bramkę, to może przyszłaby łatwość w grze. Bramka, to też ważny element psychologiczny. Dzięki niej można złapać luz i uwierzyć w siebie - analizuje Marek Krotofil.
Na przerwę oba zespoły udały się przy bezbramkowym remisie, a kontuzjowanego Marcina Grolika zastąpił Maxim Potirniche. W drugiej części pojedynku rybniczanie stracili już cztery gole. - Max na pewno jest gotowy do gry. Myślę, że dobrze wszedł w mecz, więc zmiana w obronie nie była dla nas problemem - uważa gracz ROW-u Rybnik.
Co aż tak odmieniło drużynę z Gliwickiej na niekorzyść? - W tej lidze z każdym przeciwnikiem jest problem wygrania potyczki, nie jest to dla nas łatwe. Wierzyliśmy w siebie przed tym spotkaniem, liczyliśmy na zdobycz punktową i do pierwszej bramki, przy stanie 0:0 nie byliśmy słabszym zespołem. Pierwsze trafienie jakoś otworzyło wszystko dla GieKSy. Mieliśmy jeszcze sytuacje na wyrównanie wyniku i szkoda, że tego nie zrobiliśmy. To, co działo się potem było konsekwencją tego, że chcieliśmy odwrócić losy meczu - podkreśla Krotofil.