- Gdybym wcześniej wiedział, jak potraktuje mnie Polonia, to nigdy w życiu nie podpisywałbym z nią kontraktu. Szanują mnie w Austrii, Niemczech, Szwajcarii, a warszawski klub potraktował mnie jak śmiecia. Nie pozwolono mi nawet zagrać meczu pożegnalnego na polskich boiskach. Odstawiono mnie od składu. A to było dla mnie bardzo ważne. 19 lat grałem w piłkę, długo przygotowywałem się do zakończenia ważnego etapu mojego życia - powiedział Radosław Gilewicz w rozmowie z Polska The Times.
W opinii 37-letniego napastnika Czarne Koszule nie szanują zawodników. - Przykładem jestem nie tylko ja, ale także Mariusz Pawlak, Grzegorz Piechna czy Mariusz Liberda - dodał i przybliżył nieco sprawę "Kiełbasy": - Prezes Polonii Jerzy Klockowski wymyśla jakieś dziwne rzeczy, aby pozbyć się Grzegorza z klubu, bo ten dużo zarabia. A przecież to wina klubu, bo to on zaproponował mu takie wynagrodzenie. To jakiś chory układ.
Gilewicz był piłkarzem Polonii przez jeden rok (w sezonie 2007/2008). Był także przymierzany do funkcji dyrektora sportowego klubu z Warszawy. Ostatecznie jej jednak nie objął i nie żałuje tego. - Prawda jest taka, że Czarne Koszule są organizacyjnie na poziomie klubów okręgówki. Piłkarze nie mają gdzie trenować, nie ma odpowiedniego zaplecza, systemu szkolenia, żadnego skautingu. Są zaś tylko wymagania. A to nie fair, bo jeśli ktoś czegoś żąda, to musi dawać też coś od siebie.
Mimo wszystko Polonia jest obecnie w ścisłej czołówce ekstraklasy. Gilewicz wysnuł jednak dość oryginalną teorię w tej kwestii. - Powiem - może dość kontrowersyjnie - że mimo iż w nowej drużynie grają w podstawowym składzie praktycznie sami piłkarze dawnego Groclinu, to ta drużyna jest taka silna dzięki polonistom. Oni podnoszą konkurencję. Mocno naciskają na pierwszy skład.