Stawka spotkania dwóch beniaminków I ligi była wysoka. Lepiej w mecz weszli gospodarze, ale losy pojedynku odwróciły się na ich niekorzyść. - Szkoda, bo mieliśmy drużynę z Chojnic "na patelni". Szkoda tej czerwonej kartki. Było tak jak zapowiadał zespół Chojniczanki - mecz rozgrywał się w ostrych warunkach - mówi Jarosław Wieczorek.
Boisko przedwcześnie musieli opuścić Mariusz Muszalik z ROW-u oraz podopieczny Mariusza Pawlaka - Krystian Feciuch. Kary nie uniknęli również inni zawodnicy. - Liczba kartek mówi sama za siebie. To był mecz walki, żadnej finezji nie było. Przykro, że w takiej atmosferze rozstajemy się z I ligą - kontynuuje pomocnik zielono-czarnych.
Goście z Pomorza szybko wyrównali wynik starcia, co podcięło skrzydła rybniczanom. Na dodatek strata gola przyszła zbyt łatwo. - Mieliśmy wynik, nie będę oceniał, czy grę też mieliśmy pod kontrolą. Powinniśmy utrzymać prowadzenie do końca pierwszej połowy, ale nie udało się. Bramka, którą straciliśmy to kuriozum, nie możemy tak robić - dodaje rozgoryczony gracz ROW-u Rybnik.
W drugiej odsłonie potyczki istniała już tylko jedna drużyna, która dołożyła do dorobku jeszcze trzy trafienia. - Po przerwie mieliśmy sposób, żeby wpuszczać Chojniczankę z boków, czekać na wrzutki i kontrolować grę. Był taki moment, że mogliśmy się pokusić o bramkę. Taki jest sport. Sport jest brutalny - podkreśla zawodnik spadkowicza.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Piłkarze z Rybnika mogą pluć sobie w brodę. Po fantastycznej serii zwycięstw nad najsilniejszymi ekipami zaplecza ekstraklasy nie zdołali pokonać Kolejarza Stróże i Puszczy Niepołomice. W sobotę spadek rybniczan przypieczętowała Chojniczanka Chojnice. - Każdy mecz, który rozgrywaliśmy był tylko przedłużeniem nadziei na utrzymanie - wskazuje Wieczorek.