Jeszcze kilka miesięcy temu poznaniacy uważani byli za chłopców do bicia. Nic dziwnego, bowiem zespół pod wodzą Ryszarda Łukasika grał słabo i nie potrafił wygrać meczu. Głównym problemem był brak monolitu w drużynie. Mimo, iż w kadrze znajdowało się kilku piłkarzy z pierwszoligową przeszłością, to nie potrafili oni nawiązać równorzędnej walki nawet z nisko notowanymi klubami.
Sytuacja diametralnie zmieniła się po przyjściu do klubu Bogusława Baniaka. Znany już w Poznaniu szkoleniowiec początkowo przeraził się, gdy zobaczył jak Warta przegrywa spotkanie bez podejmowania walki z ŁKS Łomża. - Jak zobaczyłem zespół w meczu z ŁKS Łomża to wyjeżdżałem już z miasta, ale panowie Urbaniak i Śmiglak zatrzymali mnie na granicach Poznania. Po rozmowie z żoną i wizycie na Starym Rynku, popatrzyłem na to wszystko i powiedziałem sobie, żebym został dla Poznania - mówił Baniak. Była to dobra decyzja, bo już po następnym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała nowy trener Zielonych wypowiadał się w zupełnie innym tonie, choć jego zespół również doznał porażki. - Oglądałem wcześniejsze mecze Warty, ale tak walczącego zespołu, zdeterminowanego i taktycznie zrównoważonego, to jeszcze nie widziałem. Mówię to nawet jako kibic, a nie trener - cieszył się podczas konferencji prasowej.
Później było jeszcze lepiej, bowiem poznaniacy odnieśli pierwsze zwycięstwa w lidze i to aż trzy z rzędu. Atmosfera w drużynie się poprawiła, a zawodnicy tworzyli na boisku zespół. Potrafili walczyć od pierwszej do ostatniej minuty, dominując na boisku nawet z takimi klubami jak Śląsk Wrocław, czy Arka Gdynia.
Warta za kadencji Łukasika i Baniaka to dwa różne zespoły. Obecny trener wielkopolskiego klubu nie obwinia jednak swojego poprzednika. - Na pewno nie będę krytykować Ryszarda Łukasika. On był moim asystentem w Zawiszy i wiem, że żadnych błędów nie popełnił. Może się gdzieś zagubił w tym wszystkim, bo zawsze był drugim trenerem. Zabrakło mu może charyzmy i rzucenia się nawet na dużego zawodnika - twierdzi Baniak, który postawił w szatni twarde warunki. - Ja zacząłem swoją pracę z wysokiej półki. Powiedziałem, że jeżeli komuś w Warcie nie odpowiadają warunki, to proszę opuścić klub. Jeżeli ktoś nie wchodzi w moje kategorie myślowe to musi odejść. Ryzykowałem kompromitację swojego nazwiska.
Zima dla Warty miała być kluczowa. Najpierw doszło do rozmów Baniaka z prezesem Januszem Urbaniakiem. Od ich efektów zależało, czy 50-letni szkoleniowiec zostanie w Poznaniu. Obu panom udało się osiągnąć porozumienie i Zielonych wzmocniło kilku zawodników. Klubu nie opuścił Jakub Szmatuła, a także trzon defensywy. Pożegnano się z Krzysztofem Piosikiem i najprawdopodobniej odejdzie również najlepszy strzelec zespołu, Paweł Posmyk. Siła ataku więc ucierpiała, ale pozyskano Davida Paku-Tshelę, a także bramkostrzelnego pomocnika Śląska, Grzegorza Wana. Środek pola wzmocnili kolejni piłkarze z dorobkiem pierwszoligowym: Krzysztof Piskuła i Tomasz Bekas. Z zespołem trenują ponadto Mariusz Mowlik i Arkadiusz Bąk.
Wzmocnienia zespołu oraz gra w meczach sparingowych może budzić dużą dawkę optymizmu przed rundą wiosenną. Do zdrowia wrócili również kontuzjowani piłkarze, którzy jesienią mieli stanowić o sile zespołu. Baniak będzie miał więc na wielu pozycjach kłopot bogactwa, ale jeśli Warta ma się utrzymać, to musi dysponować szeroką kadrą.
Droga do pozostania w lidze jest długa i wyboista. Czy piłkarze Warty wykorzystają zielone światło i starczy im mocy, aby zająć wymarzone miejsce w bezpiecznej strefie?