Dwa oblicza spotkania w Gorzowie Wlkp.

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Różnica klas obu zespołów widoczna była już przed samym spotkaniem. Korona to praktycznie zespół ekstraklasowy. Nie inaczej było i na boisku. Korona przeważała co udokumentowała pięknymi bramkami. Piłkarzom GKP nie zabrakło jednak ambicji w grze.

W dniu spotkanie w Gorzowie padało od samego rana. Piłkarze wychodzący na rozgrzewkę już mieli spore problemy ze swobodnym poruszaniem się oraz rozgrywaniem piłki. Po rozpoczęciu meczu boisko nadawało się do gry tylko przez pierwsze piętnaście minut. Obfite opady deszczu w jeszcze w trakcie meczu sprawiły, że murawa nasiąkła wodą, było ślisko i grząsko. - Ciężko się gra, zwłaszcza jak pada cały dzień, po pewnym czasie to już było bagno, jednak mówi się trudno i trzeba grac dalej. Warunki były takie same do obu zespołów - powiedział po spotkaniu Krzysztof Michalski.

Spore problemy miał także bramkarz Korony, Radosław Cierzniak, który mimo poruszania się tylko w polu karnym odczuwał skutki tych katastrofalnych warunków atmosferycznych. - Uważam, że warunki były potwornie ciężkie, porównywalne do tych w Lublinie. W takich warunkach przypadek może zaprzepaścić wszystko co wypracowało się przez cały mecz - skomentował Cierzniak.

Jedynym zawodnikiem, któremu takie okoliczności nie przeszkadzały był strzelec pierwszej, najpiękniejszej bramki jaka do tej pory padła na stadionie przy ulicy Olimpijskiej, Robert Bednarek. - Boisko było bardzo dobre jak na takie trudne warunki. Od rana padało w Gorzowie. Graliśmy już na gorszych boiskach i gorszych okolicznościach. Tutaj nawet szło grać w piłkę i było to widać - powiedział po spotkaniu kapitan Korony.

Kibice, którzy przybyli na stadion nie wyszli z niego zawiedzeni. Bramki zdobyte przez zawodników Korony Kielce były ozdobą tego spotkania. Pierwszą bramkę po atomowym uderzeniu z 25 metrów strzelił kapitan Korony Kielce Robert Bednarek. - Jak to się popularnie mówi "zeszło mi". Nie pamiętam kiedy udało mi się strzelić taka bramkę. Z Bełchatowem to był chyba gol samobójczy, ale Arką Gdynia była to taka bramka, która ustawiła mecz. Tutaj było podobnie - skomentował Bednarek.

Druga bramka podała po koronkowej akcji drużyny gości. Piłka rozgrywana była co do centymetr co w takich warunkach graniczyło z cudem. Finałem tej akcji był gol zdobyty przez najaktywniejszego na boisku Ernesta Konona. Przy tej akcji obrońcy GKP mieli niewiele do powiedzenia. - Druga bramka to także piękna akcja, rywale po prostu nas rozklepali, piłka szła od nogi do nogi jak po sznurku - powiedział Robert Gaca.

Z jednej strony kibice oglądający spotkanie w deszczu mogli odnieść zastanawiać się czy rozgrywanie spotkań rundy wiosennej w takich warunkach do dobry pomysł. Z drugiej strony zawiedzeni wynikiem mogli być kibice GKP, jednak bramki jakie padały w Gorzowie zdarzają się rzadko.

Źródło artykułu: