Osobiście jestem zadowolony ze swojej dyspozycji - rozmowa z Dariuszem Stachowiakiem, piłkarzem ŁKS-u

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Dariusz Stachowiak meczem w Gdańsku pokazał, że dochodzi do wysokiej formy. Pomocnik ŁKS-u Łódź zagrał dobre spotkanie i był wyróżniającym się zawodnikiem swojego klubu. To jednak nie wystarczyło do urwania punktów Lechii.

Michał Gałęzewski: W meczu w Gdańsku byłeś najbardziej zaangażowanym w grę zawodnikiem ŁKS-u. Wydawało się, że tylko tobie chciało się biegać...

Dariusz Stachowiak: Nie mogę powiedzieć, że tak było. Chłopcy chcieli wygrać, jednak jak wynik wskazuje, nie bardzo nam to wyszło. Moim zdaniem zaważyły indywidualne błędy w pierwszej połowie. Później było już trudniej. Atakowaliśmy, Lechia się cofnęła. Udało nam się strzelić tylko jedną bramkę, natomiast na tą drugą zabrakło czasu. Rzut karny był problematyczny. Z mojej perspektywy nie jestem w stu procentach pewny, że się Lechii należał, jednak w kompetencje sędziego nie chcę wchodzić. Druga bramka, to efekt błędów formacji defensywnej. Później grało się ciężej. Staraliśmy się, jednak się nie udało.

Pierwsza połowa była w waszym wykonaniu trochę chodzona...

- Tak, to prawda. W mecz weszliśmy zbyt bojaźliwie. Po stratach bramek zaczęliśmy grać w piłkę, wychodzić do dośrodkowań, do sytuacji. Brakowało jednak wykończenia. Pierwsze minuty spotkania, dopóki nie straciliśmy dwóch bramek były słabe w naszym wykonaniu.

Oddałeś pierwszy celny strzał swojej drużyny dopiero w drugiej połowie.

- Dochodziliśmy do pozycji, do dośrodkowań, jednak wszystkie te pojedynki były wygrywane przez obrońców Lechii. Staraliśmy się grać łukami, dograń było dużo, lecz brakowało wykończenia pod bramką rywali.

Myślisz, że po tym meczu wywalczyłeś sobie miejsce w podstawowej jedenastce?

- Polecam swoje umiejętności trenerowi. Plany pokrzyżowała mi kontuzja, bo naderwałem dosyć poważnie mięsień dwugłowy i rehabilitacja trwała ponad miesiąc. Kłóciłbym się tutaj, bo mogła ona trwać o wiele krócej, jednak nie ma co narzekać. Doszedłem do pewnej dyspozycji i osobiście jestem z niej zadowolony, jednak nie przekłada się to na wynik całego zespołu, a jednak on jest najważniejszy.

Strzeliliście pierwszą bramkę od 472 minut. Czy nadejdzie to przełamanie? Może tego trafienia wam brakowało?

- Ciężko stwierdzić. Niekiedy miewaliśmy stuprocentowe sytuacje, jak na przykład w meczu ze Śląskiem, gdzie była pusta bramka, a my trafialiśmy w stojącego tam zawodnika. Sytuacje były, jednak czy będzie to odblokowanie? Popełniamy wiele błędów i musimy się bardziej skoncentrować. Dochodzimy do pewnych sytuacji, staramy się grać w piłkę, nawet nieźle nam to wychodzi, jednak brakuje wykończenia.

Wisła była dla was mniej groźna od Lechii? Z Krakowa punkt wywieźliście...

- Na Wisłę wyszliśmy z zupełnie innym założeniem. Staraliśmy się zostać na własnej połowie i przeszkadzać rywalom. To na pewno przeszkadzało Wiśle w wyprowadzeniu ataków. W Gdańsku staraliśmy się grać bardziej otwartą piłkę, cios za cios. Tych ciosów więcej zadała jednak Lechia, dlatego wygrała mecz. Były to dwa zupełnie inne spotkania, bo na Wisłę pojechaliśmy bardziej przeszkadzać, starać się kontrować. W środę staraliśmy się wygrać mecz, jednak pierwsze 20 minut naszej bojaźliwości zaważyły o porażce.

Tylko 10 punktów i 6 strzelonych bramek w sezonie... Będzie lepiej?

- Z tego co ja pamiętam, ŁKS w poprzednim sezonie zdobył w pierwszej rundzie 9 punktów, więc jest jakiś progres (śmiech, dop. red.). Tym można się pocieszać, bo wtedy utrzymaliśmy się w lidze. Mówiąc jednak poważnie, to wiadomo że tych punktów chciałoby się mieć więcej bo rywale, którzy teoretycznie mieli walczyć z nami o utrzymanie, mają po 16-17 punktów i ciężko będzie ich gonić. Przed nami jednak jeszcze cztery mecze tej rundy, cała następna i możliwe, że będą zimą jakieś ruchy transferowe, które wzmocnią skład, siłę ofensywną, defensywną, aby generalnie poprawić grę całego zespołu i trzeba mieć nadzieję, że będzie lepiej. Sezon jest jednak krótki.

Przy wyczekiwanej przez was bramce Kamil Bartosiewicz zachował się jak rutyniarz...

- Tak, to prawda. Trzeba mu przyznać, że ma umiejętność strzelania goli. Taki zawodnik jest nam potrzebny, na pewno się przydaje i możliwe, że tą bramką wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Zawodnik, który strzela gole jest nam bardzo potrzebny. Czapki z głów przed tym młodym chłopakiem, gdyż zachował się jak stary ligowiec. To jednak nie wystarczyło, żeby zwyciężyć w Gdańsku.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)