Zielono-czarni przede wszystkim przespali pierwszą połowę. Jeden błąd w defensywie w doliczonym czasie gry spowodował, że gospodarze niedzielnej potyczki na przerwę schodzili prowadząc 1:0. Zaraz po gwizdku arbitra kończącym pierwszą połowę rozpadało się nad Limanową. Można nawet powiedzieć, że przeszła ulewa. Sędziowie postanowili opóźnić rozpoczęcie drugiej odsłony, ale spotkało się to z ostrą reakcją szkoleniowca Stalówki Jaromira Wieprzęcia. Być może rozjemcy niedzielnych zawodów postanowili się nieco zemścić i pokazali, kto rządzi na boisku.
W 63. minucie przed polem karnym gospodarzy szarżował Radosław Mikołajczak. Pomocnik Stalówki został przewrócony. Mimo iż zawodnik Stali wychodził do sytuacji sam na sam z bramkarzem, to Sylwester Rasmus nie zdecydował się ukarać Radosława Kulewicza czerwoną kartką. - Jeśli chodzi o faul przed polem karnym, to się nie wypowiem czy należała się czerwona kartka, gdyż byłem zbyt daleko - powiedział obrońca Stalówki Michał Bogacz.
[ad=rectangle]
W 75. minucie z kolei zielono-czarni zdobyli gola. Z rzutu wolnego bezpośrednio do siatki piłkę skierował Mateusz Argasiński. Arbiter główny wskazał na środek boiska. Okazało się jednak, że sędzia liniowy, którym w tym spotkaniu była Paulina Baranowska zasygnalizowała… prawdopodobnie spalonego. - Na temat pracy sędziów nie będę się wypowiadał. Dla mnie jednak bramka była prawidłowa. Gdyby gol został uznany to pewnie poszlibyśmy za ciosem i mogłoby się różnie skończyć. Nie wiem co sędzina pokazała - stwierdził trener Stalówki.
To nie był jednak koniec. W 79. minucie do piłki ruszyli Mikołajczak i Mateusz Wilk. Obaj w nią trafili, ale gracz Limanovii padł na murawę z ogromnym krzykiem. To chyba skusiło sędziego do pokazania pomocnikowi Stali drugiej żółtej i w konsekwencji czerwonej kartki. - Takie stykowe piłki to ciężka sprawa dla arbitrów. Moim zdaniem sędziego trochę poniosło - dodał Bogacz.
Kibice Limanovii mieli z kolei pretensje do sędziego, że ten zbyt często karał żółtymi kartkami ich graczy, a w podobnych sytuacjach nie pokazywał ich piłkarzom ze Stalowej Woli. Mimo wszystko arbiter pozwalał jednak grać zawodnikom obu ekip, a gwizdkiem przerywał już groźniejsze przewinienia. Stalowcy nie powinni mieć jednak pretensji tylko do arbitra, gdyż spokojnie mogli pokusić się o jakąś zdobycz punktową. - Przespaliśmy pierwszą połowę, obudziliśmy się dopiero w drugiej. Niestety powtarzam, że w pierwszej połowie cechował nas minimalizm. Przytrafił nam się prosty błąd i tracimy bramkę, która ustawiła mecz. Nie możemy tracić takich goli w ostatniej minucie. Przez to przegraliśmy mecz - zakończył Jaromir Wieprzęć.
Sędzia pomógł Limanovii?
Stal Stalowa Wola przegrała na wyjeździe z Limanovią Limanowa 0:2. Stalowcy po końcowym gwizdku mieli do siebie spore pretensje, ale winę zrzucili także na arbitra.
Źródło artykułu: