"Piastunki" zagrały na Pomorzu Zachodnim defensywnie i przez większą część meczu przyjmowały Pogoń Szczecin na własnej połowie. Nic jednak z tego nie wynikało. Szturm Portowców zakończył się niepowodzeniem i musieli pogodzić się z remisem 0:0. - Przyjechaliśmy do Szczecina z szacunkiem do przeciwnika. Byliśmy cofnięci, skoncentrowani na obronie i czekaliśmy na okazje do kontrataku - przyznał Piotr Brożek.
[ad=rectangle]
Dla gliwiczan to pierwszy w sezonie mecz na zero z tyłu. Przed nim powtarzano często, że gra obronna to ich największa bolączka, co potwierdzały statystyki. - Przerwanie tego niekorzystnego trendu jest powodem do radości. Przyznaję, sprzyjało nam trochę szczęście, ale pomogliśmy mu solidną grą w tyłach - przypomniał Csaba Horvath.
- Poprawiliśmy się w stosunku do poprzednich meczów. Pogoń miała ze dwie klarowne sytuacje strzeleckie w pierwszej połowie, ale później opanowaliśmy sytuację i jedyne co wynikało z ataków gospodarzy to wrzutki i jedno wielkie zamieszanie. Byliśmy bardzo skupieni na tym, co robimy i zostaliśmy nagrodzeni punktem - dodał Piotr Brożek.
Niewiele brakowało, a Piast Gliwice odniósłby nieoczekiwane zwycięstwo. W doliczonym czasie Adrian Klepczyński wymanewrował Patryka Małeckiego, dośrodkował w pole bramkowe do Wojciecha Kędziory, a ten fatalnie zmarnował "piłkę meczową". - Szczęście sprzyjało w tyłach, ale po drugiej stronie boiska niekoniecznie. Czekaliśmy na swoją szansę w tym meczu i ona w końcu przyszła. Szkoda, że niewykorzystana. Pomimo tego jesteśmy dumni i zadowoleni z punktu, na który zasłużyliśmy. Teraz czas na zwycięstwo, którego już nie możemy się doczekać - spuentował Horvath.