Po porażkach ze Śląskiem Wrocław i Piastem Gliwice atmosfera w Górniku Zabrze nie była najlepsza. W ekipie z Roosevelta nie brakowało jednak sportowej złości, która pomogła śląskiej drużynie w odniesieniu cenne go zwycięstwa w Bielsku-Białej.
Wobec kontuzji Błażeja Augustyna i pauzy kartkowej Seweryna Gancarczyka do składu zabrzańskiej drużyny wrócił Ołeksandr Szeweluchin. Ukrainiec rewelacyjnie wprowadził się do gry po przerwie spowodowanej kontuzją, strzelając bramkę już w pierwszych fragmentach starcia z Podbeskidziem.
[ad=rectangle]
- Koncentrowałem się przy przygotowaniach do tego meczu na stałych fragmentach gry i na tym, by dobrze rozegrać ten mecz od pierwszej do ostatniej minuty. Na treningach strzelałem i czułem, że przyjdzie szansa, by tę bramkę strzelić. Udało się i bardzo się z tego cieszę - przyznaje Szeweluchin.
Jednobramkowe prowadzenie zabrzan utrzymywało się długo, choć swoje szanse na doprowadzenie wyrównania mieli także zawodnicy gospodarzy. - Podbeskidzie stworzyło sobie kilka sytuacji i kilka razy było blisko zdobycia bramki. Mieliśmy w tym meczu trochę szczęścia, nie da się ukryć, ale ono sprzyja lepszym, więc nie ma o czym gadać - przekonuje ukraiński stoper Górnika.
"Szewa" zagrał w linii defensywnej z wracającym do gry po siedemnastu miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją Mariuszem Magierą. Rekonwalescenci nie mieli problemów ze znalezieniem wspólnego języka na placu gry.
- Wcześniej razem trenowaliśmy przed meczem w rezerwach. Znamy się nie od dziś, bo mieliśmy już okazję razem występować, także żadnych problemów z komunikacją nie było. Przed pierwszym gwizdkiem życzyłem "Magicowi" powodzenia i powiedziałem, że idziemy z Bogiem na ten mecz - puentuje gracz drużyny z Roosevelta.