Flota Świnoujście ma czego żałować po środowym starciu z PGE GKS-em Bełchatów. Przegrała 1:2, choć objęła prowadzenie i miała liczne okazje do przypieczętowania awansu. Nie wykorzystała ich, a papierowy faworyt nie czekał na lepsze zaproszenie i jak rasowy bokser wypunktował świnoujścian po przerwie.
[ad=rectangle]
- Niedosyt jest oczywisty, ponieważ z przebiegu całego meczu byliśmy lepsi od rywala - zaznaczył Michał Stasiak. - Przewagę trzeba jednak udokumentować, a nam udało się strzelić tylko jednego gola, a to tym razem było za mało za sukces. Kluczem do awansu było podwojenie prowadzenia, co uspokoiłoby sytuację i jestem pewny na sto procent, że zagwarantowało zwycięstwo. Jak się nie wykorzystuje "setek", to często się mści. GKS strzelił swoje gole nie po wypracowanych akcjach, a jakimś przypadku, przy dozie szczęścia, którego akurat nam brakowało - dodał obrońca.
Flotę Świnoujście trudno skrytykować za styl prezentowany w trwającym sezonie, a jednak za często brakuje podopiecznym Tomasza Kafarskiego "kropki nad i". - Plusem jest, że nawet jak przegrywamy, to prezentujemy konsekwentnie nasz własny styl i nigdy nie ma tragedii w naszym wykonaniu. Teraz tylko trzeba zrobić wszystko, by taka sytuacja, że gra nie przekłada się na wynik nie powtórzyła się - mówił gorzko Stasiak.
Przed Wyspiarzami już tylko ligowe starcia. Pierwsze z nich, w niedzielę u siebie z Miedzią Legnica. Michał Stasiak obejrzy je z trybun z powodu nadmiaru żółtych kartek. - Będzie trochę nerwów, bo wolę oglądać Flotę z perspektywy boiska, ale na razie kto nie wchodzi do bloku obronnego, to jakość jego działań nie spada. Jeżeli powtórzymy taką grę jak z Bełchatowem i dołożymy lepszą skuteczność, to wygramy. Teraz możemy skupić się na lidze, choć to marne pocieszenie, to co nam pozostało? Wymazać puchar z głów i przygotować fizycznie oraz mentalnie na Miedź.