Po pierwszych meczach sezonu w nowej pierwszej lidze kibice w Stalowej Woli przecierali oczy ze zdumienia. Piłkarze Stali grali tak jak nigdy wcześniej. Większość spotkań zielono-czarni rozstrzygali na własną korzyść w końcówkach meczu. Wydawało się, że zespół jest doskonale przygotowany do sezonu. Motoryka graczy była bardzo dobra, bez problemów wytrzymywali oni całe spotkania.
Stalowcy potrafili się utrzymać przy piłce grając z takimi zespołami jak Korona Kielce czy Zagłębie Lubin. W tym czasie, gdzie piłkarze popularnej Stalówki gromadzili punkty, faworyci ligi raczej zawodzili. Zaczęto się zastanawiać, czy może aby w tamtych ekipach nie popełniono błędu, a Stal właśnie została perfekcyjnie wytrenowana.
W kolejnych potyczkach czar jednak prysł. Piłkarze jedynego przedstawiciela Podkarpacia w pierwszej lidze zaczęli przegrywać kolejne pojedynki. Mówiło się o kryzysie, w który wpadł zespół. Szybko miał on zostać przezwyciężony, jednak nie został. Do końca rundy Stalowcy tylko spadali w tabeli. Od meczu z Górnikiem Łęczna, który został rozegrany 6. września podopieczni Władysława Łacha nie wygrali żadnego spotkania.
Gdzie został popełniony błąd?
Wiele mówiło się o nietrafionych transferach. Rzeczywiście piłkarze tacy jak Tomasz Walat, Piotr Adamczyk czy Damian Sałek kompletnie niczego do zespołu nie wnieśli. Ci zawodnicy zapewne w okresie przerwy zimowej opuszczą ekipę ze Stalowej Woli. Po zwycięskim meczu z Koroną Kielce Władysław Łach mówił: - Mój zespół na koniec rundy zajmie miejsce w dolnej części tabeli. Nikt go wtedy nie słuchał, wszyscy byli opromienieni sukcesami drużyny. Skoro szkoleniowiec już wtedy wiedział, jaki los spotka jego zespół, to dlaczego temu nie zaradził?
Kolejnym elementem, który zaważył na słabej lokacie Stalowców na koniec tegorocznych rozgrywek był na pewno fakt częstych kontuzji piłkarzy. Kluczowi gracze jeden po drugim z powodu urazu wypadali z kadry zielono-czarnych. Poważne urazy przytrafiły się między innymi Kamilowi Karczowi, Jonaszowi Jeżewskiemu czy Jaromirowi Wieprzęciowi. Nie było praktycznie takiego zawodnika, który z powodu kontuzji nie opuściłby jakiegoś spotkania. Kadra Stali, z powodu braku środków finansowych jest na pewno bardzo szczupła. Gdy wypadli z niej kluczowi zawodnicy, nie było "kim grać". Trzeba jednak zadać pytanie. Dlaczego piłkarze tak często doznawali urazów? Wiadomo, że jeden czy drugi gracz może odnieść kontuzję, ale połowa drużyny? Czy zawodnicy w okresie przygotowawczym nie zostali "zajechani"? Jeżeli tak, to czyja to wina?
Większość postronnych osób zwraca uwagę na słabą formę piłkarzy, ale przez kogo jak nie przez trenera zawodnicy zostali tak a nie inaczej przygotowani? - Jeszcze nigdy nie byliśmy tak słabi - mówią anonimowo piłkarze Stali. Za formę, za grę Stalowców odpowiada nie kto inny jak trener. Dlaczego z zespołu, który na początku rozgrywek ogrywał każdego w późniejszym czasie nic nie zostało? Skoro gracze ze Stalowej Woli na starcie sezonu byli groźni dla każdego, to co się stało w późniejszym czasie, że Stalówka nie potrafiła wygrać z potencjalnie słabszym rywalem? Być może zawodnicy zostali źle przygotowani do sezonu i nie trafili z formą. Jeżeli okazałoby się to prawdą, to właśnie w tym należy upatrywać słabszej końcówki sezonu.
Patrząc na słabe wyniki zespołu nikt w Stalowej Woli nawet nie mówi, że być może czegoś nie dopilnował Władysław Łach. A może tak właśnie się stało? Na pewno szkoleniowiec pozostanie na swoim stanowisku. Przed nim ciężki okres. Władysław Łach zimą musi odpowiednio przygotować drużynę do rundy wiosennej, aby Stalowcy wydostali się ze strefy spadkowej. Dopiero patrząc na grę zielono-czarnych na wiosnę będzie można oceniać pracę szkoleniowca. Wszyscy w Stalowej Woli liczą na to, że Stal z ligi nie spadnie. Na pewno na ręce Władysława Łacha będą zerkać wszyscy kibice. Czy podoła on zadaniu? O tym przekonamy się na koniec sezonu.