Piotr Tomasik: Po dłuższej przerwie wystąpił pan w meczu ligowym. Czy to oznacza, że powraca pan do łask trenera Munteanu?
Paweł Golański: Ciężko powiedzieć. Przede wszystkim jestem szczęśliwy, iż wystąpiłem na prawej obronie, czyli swojej nominalnej pozycji. Zawodnik, z którym konkuruję, odniósł kontuzję na zgrupowaniu reprezentacji. A ja wskoczyłem na jego miejsce. Nie można się cieszyć z kontuzji innych, ale fajnie, że zagrałem. W ostatnich dwóch meczach siedziałem na ławce, teraz wystąpiłem. Szkoda tylko, iż nie wygraliśmy. Dodam jeszcze, że zebrałem pozytywne recenzje za to spotkanie i spisałem się dość dobrze.
Na jak długo kontuzja wyeliminowała, pańskiego rywala w drużynie, Gheorghe Ogararu?
- Nie wiem. Ale i tak nie zostało nam za wiele meczów w tym roku. Zaledwie trzy spotkania.
Pytam, ponieważ we wtorek gracie z Bayernem Monachium. To byłby pierwszy pański występ w fazie grupowej Ligi Mistrzów obecnego sezonu.
- Dokładnie. Jeżeli tylko zdrowie dopisze, zagram. Chyba, bo liczę, że trener na mnie postawi. Co prawda w zeszłym sezonie zadebiutowałem w Champions Leauge, ale nie nagrałem się za wiele. Wcześniej były kontuzje, potem ławka rezerwowych. Mam nadzieję, że wybiegnę na boisko przeciwko Bayernowi. No i spiszę się na miarę oczekiwań.
Ogararu wygrywa rywalizację z Golańskim. Czy to oznacza, że jest lepszy, czy trener Munteanu promuje rodaka?
- Chciałbym przypomnieć, że środek sezonu nie ułożył się po mojej myśli. Wcześniej grałem, choćby w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale potem przyplątała mi się poważna kontuzja w meczu kadry z Ukrainą. Tym samym byłem wyłączony z gry przez miesiąc i powrócić nie było łatwo. Ogararu na pewno jest dobrym piłkarzem, regularnie powoływanym do reprezentacji Rumunii. Nie czuję się od niego gorszy, prezentujemy podobne umiejętności, ale ostatnio trener stawiał na Ogararu. Teraz ja dostałem szansę, myślę, że wykorzystałem ją w stu procentach. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach będę grał od początku.
I we wtorek nadarza się świetna okazja, aby udowodnić swoją wartość. W Champions League na razie nie wygraliście żadnego spotkania, walczycie jeszcze o trzecie miejsce, premiowane grą w Pucharze UEFA. Ale łatwo nie będzie, bo do Fiorentiny tracicie dwa punkty.
- Na pewno, łatwo nie będzie. Zwłaszcza, że najpierw mamy ciężkie spotkanie w Monachium. Trzeba też przyznać, iż trafiliśmy do ciężkiej grupy. Ale zawaliliśmy też mecz z Lyonem u siebie, niepotrzebnie przegrywając. Prowadziliśmy przecież 2:0 po dwudziestu minutach. To był przełomowy moment. Gdybyśmy wygrali, to walczylibyśmy o awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów! Stało się jednak inaczej. Teraz musimy grać o trzecie miejsce i miejmy nadzieję, że się uda.
Nie będą się panu trzęsły nogi w konfrontacji z wielkim Bayernem?
- Nie, jestem w miarę doświadczonym piłkarzem. Będzie to wyjątkowy mecz na wyjeździe, komplet widzów, fajna atmosfera. Ale takie spotkania gra się bardzo fajnie, dobrze i przyjemnie. Musimy tylko się odpowiedni zaprezentować, a także sprawić małą niespodziankę.
Właściciel klubu, Gigi Becali nie narzeka na wyniki? Z pucharów raczej odpadniecie, a w lidze zajmujecie dopiero piąte miejsce.
- Na pewno narzeka. Ale my sami też czujemy niedosyt. Zwłaszcza, jeśli chodzi o wyniki. Remisujemy wiele spotkań, bodaj w ostatnich pięciu kolejkach padł podział punktów. Nasza gra nie wygląda źle, choć nic, kurczę, nie chce wpaść do bramki. Słupki, poprzeczki, niewykorzystane karne. Trochę się tego nazbierało. Oby ta zła passa się jak najszybciej skończyła.
Kilkanaście dni temu właściciel klubu - nazywajmy rzeczy po imieniu - okradł pana na 200 tysięcy złotych! Nie ma pan już dość cyrków Becaliego?
- Słucham? Na jaką sumę mnie okradł?!
200 tysięcy złotych. Mieliście obiecane premie, a została wam przyznana tylko część...
- Ale za jakie mecze? Skąd ma pan takie informacje?
Jak podał jeden z polskich dzienników, każdy zawodnik miał otrzymać po 150 tysięcy zł za awans do fazy grupowej Champions League. Jeśli chodzi o pana, to Becali zmienił zdanie i przyznał tylko dwie trzecie tej kwoty.
- To może ktoś ma dostęp do mojego konta w banku i wie, ile kasy dostaję? Tych informacji panu nie potwierdzę. Gdyby to była prawda, tym bardziej bym tego nie zrobił. Kwestie finansowe są moją sprawą i nie mam zamiaru ich komentować. Bo po prostu nie jest to prawdą! Fajnie, że mnie pan poinformował o tym, bo na pewno tak tego nie zostawię.