Do Bełchatowa powrócił Piotr Lech, ale już jako zawodnik Jagiellonii. Od około godziny 14 nad stadionem padał śnieg, z każdą chwilą coraz intensywniej. W związku z tym na obiekcie pojawiło się około 2000. kibiców. Na ich usprawiedliwienie można powiedzieć, że wszystko za sprawą warunków atmosferycznych.
Grę rozpoczęli goście, ale kilkadziesiąt sekund po pierwszym gwizdku to bełchatowianie byli bliscy szczęścia. Dawid Nowak wbiegał w pole karne Lecha, ale zbyt mocno kopnął piłkę i ta spokojnie doleciała do bramkarza gości. Do 8. minuty na boisku nie działo się nic ciekawego, dopóki Tomasz Jarzębowski nie dośrodkowywał piłki na głowę Mariusza Ujka. Adresat nie zdołał jednak sięgnąć futbolówki głową i ponownie wyłapał ją Lech. Dwie minuty później miała miejsce nieprzyjemna sytuacja. Na boisku z grymasem bólu na twarzy upadł Robert Szczot, który otrzymał potężne uderzenie w nos, co w konsekwencji przyniosło mocny krwotok. Po tym incydencie Jagiellonia zmuszona była grać przez jakiś czas w osłabieniu. 12. minuta to głupi błąd Lecha, który po złym uderzeniu piłki przez przeciwnika chciał ją wybić z pierwszej piłki. W tym przypadku sprawdziło się przysłowie "Co nagle to po diable". Lech kopnął futbolówkę, ale tak niefortunnie, że zamiast do przodu to poleciała do tyłu o mało co nie wpadając do jego bramki. Po chwili do gry wrócił Szczot. Do około 20. minuty zawodnicy obu drużyn bezskutecznie próbowali atakować, ale wtedy duet Dawid Nowak i Ujek wymienili kilka podań, co pozwoliło Nowakowi z bliskiej odległości pokonać swojego byłego klubowego kolegę. Sześćdziesiąt sekund później miała miejsce niecodzienna i zarazem przedziwna sytuacja. Jak się okazało do dalszej gry niezdolny był Szczot, a trener Michał Probierz zdecydował się w jego miejsce wprowadzić Dariusza Jareckiego. Gdy wydawało się, że zmiana już się odbyła arbiter główny odgwizdał i pokazał żółtą kartkę wspomnianemu Jareckiemu za ... wejście na boisko. Na nic zdały się protesty Probierza, że sędzia techniczny pozwolił na zmianę. Jarecki z żółtym kartonikiem musiał wrócić na ławkę rezerwowych. Dopiero po trzech minutach doszło do zapowiadanej zmiany. Z minuty na minutę warunki pogodowe były coraz gorsze, co miało odzwierciedlenie w jakości gry obu zespołów. Na sam początek zderzył się Patryk Rachwał i Krzysztof Król. Starcie było tak mocne, że obydwaj musieli na chwilę opuścić plac gry. Dziesięć minut przed końcem pierwszej części spotkania okazało się, że Król podczas starcia z Rachwałem nabawił się kontuzji kostki i musiał zostać zmieniony. W jego miejsce wszedł Igor Lewczuk. W 36. minucie na murawie wylądował Hermes co nie umknęło uwadze trenera Probierza, który szybko zaczął podważać decyzję arbitra. Robert Małek nie puścił tego mimo uszu i dał mu jasno do zrozumienia, że jeżeli takie zachowanie jeszcze raz się powtórzy to zostanie on wyrzucony na trybuny. Od około 40. minuty mecz rozgrywany był charakterystyczną żółtą piłką, ułatwiającą grę na śniegu, a chwilę później żółtą kartkę dostał Jarzębowski. Do pierwszej połowy doliczono trzy minuty, a sędzia Małek zdążył w międzyczasie zgubić gwizdek, ale także szybko go odnaleźć. Ostatnią akcję przeprowadził Łukasz Garguła, ale nie przyniosła ona efektów. Do przerwy bełchatowianie prowadzili 1:0.
Na drugą połowę trener Probierz wprowadził do gry nowego zawodnika Michała Renusza, a zmienił on kontuzjowanego Alexisa Norambuenę u którego podejrzewa się złamanie nogi. W niewielkim odstępie czasu żółtą kartkę obejrzał zawodnik gości Damir Kojasević. Przez pierwsze dziesięć minut drugiej połowy to PGE GKS oblegało bramkę rywali, ale brakowało dobrego wykończenia. Po tym czasie dynamiczniej zaczęli grać goście, a Rachwał mocno poturbował Renusza, za co otrzymał żółtą kartkę. 57. i 59. minuta to zarazem szybka kontra Jagiellonii i natychmiastowa odpowiedź PGE GKS. Bramkarze obydwu drużyn nie dali się jednak pokonać. W 60. minucie boisko opuścił Kuklis, a w jego miejsce wszedł Paweł Adamiec. Była to pierwsza zmiana w zespole Pawła Janasa. Chwilę później z ostrego kąta strzelał Garguła, ale nie miał szans żeby trafić do siatki. Następny kwadrans gry to ponownie szybkie, ale bezskuteczne ataki jednych i kontry drugich.
Groźnie zrobiło się dopiero w 75. minucie kiedy Ujek wysunął świetna piłkę Adamcowi. Nowy nabytek bełchatowian uderzył jednak po nodze jednego z obrońców Jagiellonii, co zmieniło tor lotu piłki i pozwoliło na szczęśliwą obronę przez Lecha. Pięć minut później ten sam duet, ale w odwróconych rolach, miał kolejną okazję. Tym razem znowu sporo szczęścia miał były bramkarz PGE GKS, broniąc "bombę" Ujka z około pięciu metrów. W 83. minucie Garguła w naiwny sposób dał sobie odebrać piłkę, ale już sześćdziesiąt sekund później po genialnym podaniu Jarzębowskiego płaskim strzałem pokonał Lecha. Ta bramka zakończyła już praktycznie grę i nawet doliczone trzy minuty nie pozwoliły Jagiellonii na zdobycie honorowego trafienia. Co więcej w ostatnich sekundach mogło być już 3:0, ale Lech szybko wyłapał piłkę na linii bramkowej.
Tym samym bełchatowianie przerwali dobrą passę Jagiellonii i udowodnili, że porażka w Gdyni była tylko wypadkiem przy pracy.
PGE GKS Bełchatów - Jagiellonia Białystok 2:0 (1:0)
1:0 - Nowak 20'
2:0 - Garguła 84'
Składy:
PGE GKS Bełchatów: Kozik - Popek, Drzymont, Pietrasiak, Gol, Jarzębowski, Garguła (90' Cetnarski), Rachwał, Kuklis (63' Adamiec), Nowak, Ujek.
Jagiellonia Białystok: Lech - Stano, Skerla, Zawistowski, Alexis (46' Renusz), Król (35' Leczwuk), Hermes, Matuszek, Kojasević, Szczot (21' Jarecki), Arifović.
Żółte kartki: Rachwał, Jarzębowski (Bełchatów) oraz Jarecki, Kojasević (Jagiellonia).
Sędzia: Robert Małek (Zabrze).
Widzów: 2000.
Najlepszy piłkarz PGE GKS Bełchatów: Mariusz Ujek.
Najlepszy piłkarz Jagiellonii Białystok: Piotr Lech.
Najlepszy piłkarz spotkania: Mariusz Ujek.