Mateusz Lis: Za nami pierwsza część sezonu w II lidze. Jak pan ją ocenia w wykonaniu Pelikana?
Przemysław Cichoń: Powiedzmy sobie szczerze, że nie wszystko ułożyło się tak jak byśmy tego chcieli. W zasadzie niewiele się ułożyło, bo nie zakładaliśmy, że będziemy w dolnej części tabeli. Nadal jednak celem jest awans. Straty są niewielkie i myślę, że spokojnie można to wszystko odrobić. Trzeba dobrze przepracować okres przygotowawczy i sprawa dalej jest otwarta.
Dwie zdobyte bramki i dwie żółte kartki - tak przedstawiają się pańskie statystyki w tym sezonie. Jest pan zadowolony ze swojej postawy, czy wprost przeciwnie jest do niej wiele zastrzeżeń?
- Myślę, że kogo byśmy nie spytali to ma sporo uwag do siebie. Co ja mogę powiedzieć na temat swojej gry? Często zmieniałem pozycje. Grałem na prawej pomocy, na środku czy na lewej stronie. Na pewno zawodnik lubi jak gra cały czas na tej samej pozycji. Wtedy na pewno z meczu na mecz coraz lepiej to wygląda, ale gra się też tam gdzie trener ustawi. Ja byłem potrzebny akurat na takich miejscach boiska i trener tam mnie wystawiał. Na pewno z tej rundy ten niewykorzystany rzut karny w Wysokim Mazowieckim chodzi mi po głowie, ale nie tacy zawodnicy nie strzelali. Powinienem inaczej go uderzyć. Myślę, że runda rewanżowa będzie dużo lepsza.
Dla drużyny walczącej o awans 11. pozycja i ośmiopunktowa strata do lidera z pewnością nie jest szczytem marzeń. Co jest więc przyczyną nie najlepszej postawy Pelikana?
- Przyczyną takie pozycji w tabeli jest zdobyta mniejsza liczba punktów niż rywale (śmiech). Czemu mamy mniej punktów? Cały czas staramy się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Przed sezonem nic wskazywało na to, że tak to będzie wyglądało. Chociaż do pierwszego meczu też nie wiedzieliśmy z jaką kadrą trener będzie pracował. Szukaliśmy młodzieżowców. Cały czas coś było pod górkę, ale na pewno nie ma się co usprawiedliwiać. Zawaliliśmy kilka meczów. Ciężko nam szła gra i nie ma wytłumaczenia. Trzeba znaleźć teraz receptę na to żeby runda rewanżowa była dużo lepsza i sprawa walki o awans jest otwarta.
Zarząd w trakcie rozgrywek zawiesił w obowiązkach trenera Bogdana Pisza. Mając teraz możliwość przyjrzenia się tej decyzji z perspektywy czasu uważa pan, że to było dobre posunięcie?
- Ja nie będę absolutnie wypowiadał się na temat spraw zarząd - trener, bo my zawodnicy jesteśmy od trenowania. Przyjąłem to normalnie. Gram już od paru lat w piłkę i takie rzeczy są na porządku dziennym. Jeżeli gra zespołu się większości kibiców i zarządowi nie podoba, to wtedy szuka się zmian. Trener zaakceptował to, my nie mieliśmy innego wyjścia. Funkcję pierwszego trenera objął Bogdan Jóźwiak i myślę, że może ostatnie trzy mecze tego nie wskazują, ale współpraca układa się dobrze. Z trenerem Piszem współpraca też układała się bardzo dobrze, bo zauważmy, że w starej drugiej lidze na wiosnę byliśmy jedną z lepiej grających drużyn w lidze. Raz jest lepiej, raz jest gorzej. Teraz ta runda była dużo gorsza i potrzebne były zmiany według zarządu.
Mówi się, że zimą w Łowiczu może dojść do rewolucji kadrowej. Jak pan widzi swoją przyszłość w biało-zielonych barwach?
- Kontrakt mam do czerwca. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć. Nic więcej nie wiem. Wiele rzeczy musi zostać wyprostowanych. Jeżeli będziemy mieć wolne głowy, będziemy myśleć tylko o treningu i o meczach to jestem dobrej myśli.
A chciałby pan pozostać w Łowiczu, czy raczej powoli szuka pan już nowego pracodawcy, bo jednak ta druga liga to nie jest spełnienie marzeń?
- Na razie mam kontrakt. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Na pewno jeżeli coś by się pojawiło to taką propozycję trzeba rozważyć. Tutaj każdy z nas chciałby zatrzeć złą jesień, dobrą wiosną. Na dzień dzisiejszy taki jest cel, a czy coś się zmieni to czas pokaże.
W zeszłym sezonie, jeszcze na zapleczu ekstraklasy, Pelikan potrzebował zbliżonej liczby punktów żeby wydostać się ze strefy spadkowej. Wówczas nie udało się opuścić nawet ostatniej lokaty. W obecnych rozgrywkach może być podobnie?
- Każda runda jest inna. Ta liga jest tak wyrównana, że tabela może się nagle przewrócić do góry nogami. Na pewno są kluby, które mierzą wysoko. Są, że tak powiem, poukładane, ale są też do ogrania. Z każdym z tych zespołów graliśmy i wiemy na co ich stać. Wyniki pokazują, że każda drużyna może stracić punkty. Trzeba wierzyć, trzeba pracować, bo wszystko się może zdarzyć.
Uważa pan, że Pelikan jest w stanie sprostać grze w I lidze, czy jest to porywanie się z "motyką na słońce”? Chodzi mi zarówno o względy sportowe jak i organizacyjne.
- O to trzeba już spytać włodarzy klubu, bo to od nich zależy przede wszystkim to czy klub podoła organizacyjnie. Zeszłej wiosny było ciężko, ale myślę, że na pewno sportowo nie mieliśmy się czego wstydzić w tej starej drugiej lidze. My zrobimy wszystko żeby wrócić do tej ligi. Będzie na pewno ciężko, a jak już się uda wrócić to trzeba będzie myśleć nad tym jak to poukładać żeby nie być outsiderem. Ale do tego jest jeszcze daleka droga. Trzeba na razie myśleć jak się poprawić w II lidze.
Czego można spodziewać po Waszej grze w rundzie rewanżowej?
- Na razie nie wiadomo jeszcze czego można się po nas spodziewać, bo okres przygotowawczy jest przed nami. Nie wiadomo jak sprawy kadrowe będą przebiegały w klubie. Na pewno każdy z chłopaków zrobi wszystko żeby zadowolić widza przychodzącego na stadion. To jest w końcu najważniejsze.