Karbonowe ochraniacze uratowały nogę Roberta Lewandowskiego

- Powiem szczerze, że jakbym nie miał ochraniacza, to nie chcę wiedzieć, co by się wydarzyło - mówił po meczu ze Szkocją Robert Lewandowski. Chodzi o brutalny faul na "Lewym" na początku spotkania.

Robert Lewandowski już na początku meczu ze Szkocją został brutalnie potraktowany przez jednego rywali. Wydawało się, że po takim ostrym zagraniu w piszczel "Lewy" zostanie zniesiony z boiska. Ten jeszcze w pierwszej połowie dwa razy korzystał z pomocy masażystów, w przerwie dostał zastrzyk i ostatecznie ukończył spotkanie. - Jeśli chodzi o moją sytuację, to mam nadzieję, że nic większego nic mi się nie stało. Powiem szczerze, że jakbym nie miał ochraniacza, to nie chcę wiedzieć, co by się wydarzyło - mówił napastnik Bayernu Monachium po spotkaniu.
[ad=rectangle]

Nieco więcej światła na kwestię ochraniaczy rzucił Sebastian Mila, jeden z największych wygranych niedawno zakończonego zgrupowania. - To jest bardzo indywidualna sprawa. Robert miał akurat karbonowe ochraniacze, dosyć spore, dobrze zabezpieczające. Mimo to została zrobiona w nich dziura. Można sobie więc ocenić, jaka była skala siły tego kopnięcia, uderzenia. Ja akurat używam ochraniaczy wielkości telefonu komórkowego. Trener Pawłowski się z tego śmieje. Rzeczywiście różnie to bywa - wyjaśniał zawodnik Śląska Wrocław.

Sam Mila przyznaje jednak, że za faul na Lewandowskim należała się czerwona kartka. - Sędzia tego nie zauważył, ale generalnie chyba sędziowie reagują na takie zagrania agresywne, na sam ich zamiar. Pewnych rzeczy się nie da wyplewić. Dla mnie to była czerwona kartka - zaznaczył pomocnik biało-czerwonych.

Źródło artykułu: