Spotkanie Sandecji z Chrobrym rozstrzygnęło się dopiero w ostatnich 4 minutach, choć gospodarze powinni do siatki trafić już w pierwszej połowie. Mieli kilka okazji, a najbliżej szczęścia był Rudolf Urban. Po strzale Słowaka piłka odbiła się od słupka i opuściła boisko. Goście czyhali na swoją szansę i doczekali się gola w 42. minucie.
[ad=rectangle]
- W poprzednich meczach przeważnie tak to wyglądało. My graliśmy atak pozycyjny, a drużyny przeciwne nas kontrowały. Teraz też nadzialiśmy się na jedną kontrę w I połowie. W drugiej części było ciężko, bo Chrobry się cofnął, ale zdarzył się chyba jakiś cud i w ostatnich minutach odwróciliśmy losy spotkania. Trzeba przyznać, że nie graliśmy wielkiego meczu, ale te trzy punkty są dla nas bardzo cenne - powiedział Marcin Makuch.
Wierzyli w to chyba niepoprawni optymiści, ale stało się. Sandecja zaczęła strzelać dopiero od 90. minuty. Wtedy wyrównał Marcin Makuch strzałem sprzed pola karnego, a w 4. minucie doliczonego czasu gry zwycięstwo sądeczanom zapewnił Adrian Frańczak, który wykorzystał rzut karny. - Czas uciekał, a w miarę jego upływu wiara była coraz mniejsza. Zdawaliśmy sobie sprawę, że porażka wbiłaby mały gwóźdź do trumny. Dobrze, że szczęście nam sprzyjało - mówił prawy obrońca nowosądeckiego zespołu, który dość krytycznie ocenił swoją grę w starciu z Chrobrym.
- Paradoksalnie zagrałem najsłabszy mecz od dawien dawna, a udało się kopnąć w bramkę i piłka wpadła do siatki, odbijając się jeszcze od rywala. Cieszę się zatem podwójnie
- zakończył Makuch.