Ryszard Tarasiewicz: Wierzyliśmy do końca

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Ten mecz od pierwszej do ostatniej minuty pokazał, że w piłce można w każdej chwili odwrócić losy spotkania - mówił po szczęśliwym remisie z Lechem Poznań trener Korony Kielce.

Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza w niedzielnym meczu niejako zerwali się ze stryczka. Gdyby "Kolejorz" utrzymał bramkową przewagę do końcowego gwizdka, kielczanie musieliby do swojego konta dopisać dziewiątą porażkę w sezonie, co postawiłoby ich w dramatycznym położeniu. - Ci zawodnicy w każdym meczu, na tyle ile mogą, dają z siebie maksimum pod względem fizycznym i technicznym - rozpoczął swoją wypowiedź opiekun gospodarzy. [ad=rectangle] Początek spotkania nie zapowiadał tego, że Korona będzie w stanie w ogóle zagrozić bramce Macieja Gostomskiego. Przewaga lechitów była miażdżąca, i tylko nieskuteczności rywala, złocisto-krwiści mogli zawdzięczać to, że na przerwę schodzili przy wyniku 1:2. - Prawdą jest, że w pierwszych 20-25 minutach byliśmy odłączeni od sieci i pozwoliliśmy Lechowi, poprzez nasze błędy indywidualne, stworzyć kilka okazji i nasza sytuacja mogła już do przerwy się skomplikować - ocenił "Taraś". Co było powodem tak fatalnego początku? - Graliśmy bardzo nerwowo. W następnym meczu, kiedy będziemy grali z zespołami tej klasy co Lech, chyba lepiej żebyśmy nie oglądali tak przekonywujących zwycięstw jakie miało miejsce nad Bełchatowem, bo to właśnie zaważyło.

- Generalnie ten mecz od pierwszej do ostatniej minuty pokazał, że w piłce można w każdej chwili odwrócić losy spotkania - przyznał 52-latek. Kluczowe dla uratowania cennego punktu okazało się zaangażowanie. - Nie ulega wątpliwości, że w tym meczu siła ofensywna Lecha sprawiała nam dużo problemów, ale wiara do końca, przy odrobinie szczęścia, pozwoliła nam osiągnąć dobry rezultat.

Z niezłej strony w szeregach zespołu ze Ściegiennego pokazał się Olivier Kapo, który efektownym strzałem głową zdobył swoją premierową bramkę w T-Mobile Ekstraklasie. Z biegiem czasu Francuz jednak wyraźnie gasł. Tarasiewicz nie uważa jednak, że nie jest on gotowy do gry w pełnym wymiarze czasowym. - Nie mamy takiego potencjału ofensywnego, żeby w 60 minucie ściągać Kapo, bo to zawodnik, który ma dobry timing, a także może szybko - na co liczyliśmy pod koniec meczu - przechylić szalę jednym otwierającym podaniem. Jestem mile zaskoczony jego sposobem poruszania się i myślę, że z meczu na mecz będzie to wyglądało lepiej - zakończył.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)