W 75. minucie spotkania przy stanie 1:2 Semir Stilić zagrał prostopadle w pole karne Górali do "Burego", a ten efektowną podcinką przerzucił piłkę nad wychodzącym z bramki Michalem Peskoviciem. Kibicom Wisły przed oczami stanął w tym momencie Tomasz Frankowski, bowiem takie zagranie było firmowym "Łowcy bramek". Co ciekawe, Burliga występuje w Wiśle z takim samym numerem, z którym w latach 1998-2005 barw Białej Gwiazdy bronił Frankowski - "21", który zobowiązuje.
[ad=rectangle]
- Nie przesadzajmy (śmiech). Mam nadzieję, że jeszcze parę takich bramek zdobędę, ale Tomek Frankowski strzelił takich goli z 50, więc spokojnie - uśmiecha się obrońca Wisły.
Ważniejsza od urody bramki Burligi była jedna jej waga. 26-latek doprowadził do remisu 2:2, choć jeszcze 20 minut wcześniej Wisłą przegrywała 0:2: - Ważniejszy był gol na 1:2, bo dzięki niemu uwierzyliśmy w to, że możemy zremisować. Najważniejsze jest to, że potrafiliśmy wyjść z trudnej sytuacji i z 0:2 doprowadzić 3:2. Ściągnęliśmy tę klątwę Podbeskidzia. Takie zwycięstwa budują dobrą atmosferę.
Dzięki pokonaniu Górali - przynajmniej do zakończenia sobotnich meczów Śląska Wrocław i Jagiellonii Białystok - Wisła znów jest liderem T-Mobile Ekstraklasy. - Nie przywiązujemy do tego wagi. Powoli dalej robimy swoje. Wiadomo, że miło - nawet przez kilkanaście godzin - być liderem, ale na razie celujemy w pierwszą "8". Jeśli po 30. kolejce w niej będziemy, to potem będziemy walczyć o jak najwyższą pozycję - mówi Burliga.