Gdy w niedzielę jego zespół podejmował w 12. kolejce Eredivisie Ajax Amsterdam, uwaga polskich kibiców skupiona była przede wszystkim na Arkadiuszu Miliku, ale to on już w 2. minucie gry wpisał się na listę strzelców, wykorzystując dośrodkowanie Furdjela Narsingha i strzałem prosto z powietrza pokonując Jaspera Cillessena.
- Pierwsza myśl po golu? Zaskoczenie i niesamowita radość. Nie miałem przygotowanej żadnej "cieszynki", ale przed meczem obiecałem swojej dziewczynie, że pokażę jej ułożone z dłoni serduszko i chociaż tyle udało mi się zrobić - opowiada SportoweFakty.pl Steblecki, dla którego było to premierowe trafienie w holenderskiej ekstraklasie.
[ad=rectangle]
Po bramce 22-latek nabrał takiej pewności, że rywale parę razy dali się nabrać na jego słynną "rolkę". Zaprezentował się na tle mistrzów Holandii na tyle dobrze, że De Telegraaf umieścił go w swojej "11" 12. kolejki Eredivisie - to duży wyczyn, biorąc pod uwagę, że Cambuur ostatecznie uległ Ajaksowi 2:4.
- Po golu grało mi się trochę luźniej - bramka dodała mi skrzydeł, ale bez przesady... Nie jestem zadowolony ze swojej gry. Wydaje mi się, że podejmowałem za mało ryzyka, ale może dlatego, że był to mój pierwszy mecz w wyjściowym składzie? - zastanawia się wychowanek krakowskiej Armatury i dodaje: - To miłe wyróżnienie i jeśli ktoś uznał, że na nie zasługuję, to się po prostu bardzo z tego cieszę, ale w Cracovii sporo się nauczyłem, jeśli chodzi o takie momenty. Wiem, że teraz ktoś mnie chwali, a potem może być na odwrót, więc trzeba się skupić na poprawie gry, a resztę zostawić z boku.
Dla Stebleckiego występ przeciwko Ajaksowi był dopiero drugim ligowym w bieżącym sezonie, a pierwszym w wyjściowym składzie Cambuuru: - Czy przekonałem do siebie trenera? Mam taką nadzieję, chociaż do meczu z Utrechtem mamy jeszcze prawie dwa tygodnie, a zagramy w tym czasie sparing, więc jest dużo czasu i wiele okazji do przekonania trenera do siebie. Mam nadzieję, że poprawię swoją formę i zasłużę na kolejną szansę.
Jego transfer z Cracovii do Cambuur był jednym z najbardziej niespodziewanych w letnim oknie transferowym. W końcu sezon zaczął jako rezerwowy Pasów, a mimo to Holendrzy zdecydowali się na wykupienie go z krakowskiego klubu. Oprócz niego bohaterami transferów gotówkowych latem było jeszcze tylko czterech polskich piłkarzy T-ME: Łukasz Teodorczyk, Paweł Dawidowicz, Michał Chrapek i Mateusz Lewandowski. Wyfrunął przez letnie okienko w ostatniej chwili, bo kontrakt z Cambuurem podpisał 1 września.
- Parę dni przed końcem sierpnia dostałem telefon, że pojawiła się możliwość transferu do Cambuuru. Na początku byłem w bardzo ciężkim szoku. Myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie jaja, ale jak się pojawiły oficjalne dokumenty, to już wiedziałem, że to się dzieje naprawdę. Decyzja nie była trudna, choć wiadomo, że nie jest łatwo zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Dyskutowałem na ten temat z rodziną, dziewczyną i wąskim gronem znajomych. Wąskim, bo nie chciałem, żeby wiele osób o tym wiedziało - opowiada Steblecki i dodaje: - Klub chciał, żebym został i to była tylko i wyłącznie moja decyzja. Chciałem spróbować czegoś nowego, chciałem zobaczyć, jak to jest w innym miejscu. Nikt nie zna swojej przyszłości i ja też nie wiem, czy zostając w Cracovii, za rok czy za dwa lata dostałbym drugi raz taką szansę. Pasy nie robiły mi żadnych problemów.
Dzięki dobrej znajomości języka angielskiego i ludziom w klubie Steblecki uniknął problemów z aklimatyzacją w Holandii. - Można powiedzieć, że przyjechałem tylko grać w piłkę. Pierwszego dnia czekał na mnie samochód, klub załatwił mi numer identyfikacyjny, pomógł wybrać konto bankowe, przygotował mi telefon. Klub zorganizował mi też mieszkanie - jedyne co mi nie pasowało, to brak rozkładanej kanapy w salonie, a chcę, żeby ludzie, którzy będą mnie odwiedzać, mieszkali u mnie, a nie po hotelach, więc poprosiłem o zmianę i na drugi dzień klub załatwił rozkładaną sofę. Mogłem liczyć na pomoc ludzi w klubie w takich codziennych sprawach. W Holandii wszyscy mówią po angielsku, a ja nie mam z tym w ogóle problemu, więc ze wszystkimi dobrze się dogaduję. Nie siedzę w kącie jak myszka. Jestem w innym kraju, ale nie czuję tego. W Holandii mieszkam z dziewczyną, co mi też wiele pomaga i jestem jej bardzo wdzięczny za to. Nie mam 15 lat i nie płaczę do poduszki - uśmiecha się były młodzieżowy reprezentant Polski i dodaje: - W Cambuurze chcą, byśmy skupili się tylko na grze w piłkę.
Zobacz bramkę Sebastiana Stebleckiego z Ajaksem Amsterdam:
Odkąd jest w Leeuwarden, w Polsce był tylko przez kilka dni w połowie października, a by mógł zdążyć na samolot, trener Henk de Jong ściągnął go z boiska już w przerwie sparingu z SV Meppen: - Trener powiedział, że jeśli czuję taką potrzebę, to koniecznie muszę polecieć do rodziny, do domu i nie było z tym żadnego problemu. Odwiedziłem chłopaków na Cracovii, bo przy transferze wszystko potoczyło się tak szybko, że nie ze wszystkimi nawet zdążyłem przybić "piątkę".
Cambuur to niewielki klub, który można porównać do PEC Zwolle, w którym w minionym sezonie furorę zrobił Mateusz Klich. Gra w górnej połówce Eredivisie to na tę chwilę spełnienie marzeń ekipy z Leeuwarden. - Ajax, PSV, Feyenoord, AZ czy Twente to są duże kluby z wysokimi budżetami, które mają presję wyniku. Cambuur jest mniejszy, ale widzę, że jest doskonale zarządzany. Leeuwarden nie jest dużym miastem - liczy około stu tysięcy mieszkańców - ale na każdy mecz przychodzi niemal komplet dziesięciu tysięcy widzów. Stadion jest trochę starszy, ale klub ma w planie wybudować nowy obiekt i z tego co wiem, to nawet podobny do stadionu Cracovii. Może będzie tak, że będę się czuł jak w domu - puszcza oko.
Krakowianin nie doznał szoku poznawczego właściwego dla innych Polaków wyjeżdżających z kraju, jeśli chodzi o zaplecze treningowe na Zachodzie. Po pierwsze dlatego, że piłkarze Pasów nie mogą narzekać na swoje warunki do treningu, a po drugie... - Cambuur nie ma kosmicznej bazy treningowej. Trenujemy na głównym stadionie, bo nie musimy oszczędzać murawy - gramy na sztucznej trawie. Ta sztuczna trawa troszeczkę różni się jednak od tej sztucznej trawy, która występuje w Polsce, bo o wiele bardziej przypomina tę naturalną. W Holandii sześć albo siedem klubów gra na sztucznej trawie. Nie ma wymówek, że piłka podskoczy na nierówności, gra jest szybsza, a dodatkowo jeszcze przed każdym treningiem i meczem boisko jest polewane wodą. To wszystko powoduje, że trzeba szybciej myśleć i szybciej działać, a to sprawia, że piłkarz się rozwija - tłumaczy.
- Już widzę po sobie, że zmieniłem parę elementów. Przede wszystkim o wiele lepiej czuję się fizycznie, bo tempo gry jest wyższe i musiałem się do tego dostosować. Na początku na każdym treningu musiałem wspinać się na wyżyny fizycznych możliwości, ale dzięki temu już nie czuję takiej różnicy. Musiałem równać w górę. Trenerzy duży nacisk kładą na taktykę i na to, by za wszelką cenę grać w piłkę - nie ma kopaniny, nie ma chaosu. To mi bardzo odpowiada. Nasz system gry jest bardzo podobny do tego, który mieliśmy w Cracovii u trenera Stawowego - gramy w oparciu o utrzymanie się przy piłce, głównie krótkimi podaniami. Nawet wiele elementów na treningu jest podobnych i trenerzy zwracają uwagę na podobne rzeczy. Na przykład na to, na którą nogę zagrać koledze piłkę, żeby mu pomóc, a nie wpuścić go "na minę". Jak ćwiczymy passy, to one muszą być perfekcyjne - piłka nie może pójść w kozioł, nie może nabrać dziwnej rotacji, bo to jest utrudnienie dla kolegi i zwolnienie gry. Trenerzy nie chcą gry na alibi, a co za tym idzie - nikt nie karze za błędy. Wręcz przeciwnie - trzeba ryzykować, by się rozwijać, a błędy są w to wliczone - mówi Steblecki.
22-latek wyjechał z Cracovii jako skrzydłowy, ale trener de Jong ma na niego swój pomysł. - Za każdym razem grałem na "8" i "10", czyli w środku pola. W Holandii skrzydłowi są bardziej klasyczni - szybcy, przebojowi z dobrą centrą. Trener też próbuje mnie ustawiać na "6" - nie grałem tam nigdy, ale trener mówi, że to melodia przyszłości i zastanawia się nad optymalną dla mnie pozycją. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale ciągle słyszę w Cambuurze, że we mnie wierzą, że mi ufają, że wiedzą, iż zrobię postęp i będą mieli ze mnie pożytek. To daje niesamowitego kopa do pracy - podkreśla Steblecki.
To dla niego nowość w stosunku do tego, co przeżył w Cracovii. - Trenerzy w Cracovii mówili podobnie, ale inaczej było na zewnątrz i w otoczeniu klubu, o czym pozwolę sobie więcej nie mówić...
Tajemnicą poliszynela jest bowiem to, że "Stebel" nie był ulubieńcem prezesa Cracovii Janusza Filipiaka i jego nieformalnych doradców. Zdarzało się, że sternik Pasów wymagał od trenera Wojciecha Stawowego, by nie wystawiał nie tylko Stebleckiego, ale też Vladimira Boljevicia. Obaj grali mimo to, a Boljević po odejściu z Pasów do cypryjskiego AEK-u Larnaka trafił nawet do reprezentacji Czarnogóry...
Droga Stebleckiego do miejsca, w którym jest dziś, nie była usłana różami. Jest wychowankiem krakowskiej Armatury, ale do Cracovii trafił jeszcze jako trampkarz młodszy. W Pasach przeszedł wszystkie szczeble piłkarskiej edukacji, a latem 2011 roku Jurij Szatałow włączył go - przypadkowo - do kadry I zespołu. - Była taka sytuacja, że brakowało zawodnika do gierki na treningu, a że trener Szatałow nie za bardzo kojarzył zawodników z Młodej Ekstraklasy, kazał wskazać kogoś z linii pomocy drugiego zespołu, żeby przyszedł na tego "ostatniego" do treningu. Trening mi wyszedł (śmiech) i zostałem na dłużej - opowiadał SportoweFakty.pl w sierpniu minionego roku.
Co ciekawe, jest jedynym juniorem Cracovii ze swojego rocznika (1992), który zagrał w jej barwach w ekstraklasie, choć w wieku juniorskim był odstawiony na boczny tor: - Moja droga do miejsca, w którym teraz jestem, była dosyć kręta. Jeszcze w juniorach starszych występowałem w drugiej drużynie i tak naprawdę nie grałem na tym najwyższym poziomie w Małopolsce. Byłem w hierarchii trzydziestym, czterdziestym juniorem... Trenowałem z boku i nie zanosiło się na to, żebym mógł myśleć chociaż o debiucie w ekstraklasie i zaistnieć w jakikolwiek sposób w profesjonalnej piłce. Nie byłem jednak obrażony na tę sytuację, tylko starałem się pracować tak, żeby przyniosło to efekty.
Od trzech lat robi systematyczny postęp. W sierpniu 2011 roku trafił do I drużyny Cracovii, a wiosną 2012 roku zadebiutował w ekstraklasie. W sezonie 2012/2013 stał się podstawowym graczem Pasów i wrócił z nimi do ekstraklasy, a jesienią 2013 roku zyskał status młodzieżowego reprezentanta Polski. Rok później przyszedł transfer do Eredivisie. Jaki cel Steblecki stawia sobie na 2015 rok?
- Faktycznie wygląda to na harmonijny rozwój. Wyjazd do Holandii to szansa na dalszy progres, ale mój cel? W każdym tygodniu chcę być w meczowej "18". Nie wstydzę się tego powiedzieć: nie jest tak hop-siup wskoczyć do pierwszej "11". Drużynie dobrze idzie i nie jest to dziwne, że trener nie chce dokonywać wielu zmian. Chcę krok po kroku iść do przodu: zagrałem kwadrans, zagrałem godzinę, więc chcę zagrać jeszcze więcej, a w następnej rundzie chcę być podstawowym zawodnikiem Cambuuru. Jak każdy mam swoje większe marzenia, które chcę jednak zostawić dla siebie. Na razie jem małą łyżeczką - puentuje Steblecki.