Piłkarz Odry koniecznie chciał wrócić na boisko. Ostatecznie trafił do karetki i został przewieziony do szpitala. Tam po prześwietleniach okazało się, że ma złamaną kość jarzmową. Diagnoza? Operacja.
Woś wyglądał jak bokser po ciężkiej walce. Trafił do katowickiej kliniki, gdzie łącznie spędził dwa tygodnie. Przeszedł w niej operację i… już myśli o powrocie na boisko. 34-letni pomocnik uważany jest za jednego z największych twardzieli w polskiej lidze. - Czuję się już bardzo dobrze - mówi serwisowi SportoweFakty.pl Jan Woś. - Spędziłem całe dwa tygodnie w szpitalu i nudziło mi się przez ten czas okropnie. Oglądałem wszystkie filmy na DVD jakie miałem. Grałem też troszkę w karty, bo akurat nie jestem śpiochem i to były moje główne zajęcia. Niektórzy popołudniu spali, ale ja tak nie umiem. I trzeba było oglądać te filmy.
Po takiej kontuzji Woś nie będzie musiał przechodzić żadnej rehabilitacji. Musi natomiast uważać na tą część ciała, aby nie spowodować ryzyka odnowienia się urazu. - Rehabilitacji nie będzie. Przez pierwszy tydzień, albo krócej będę starał się tak trochę oszczędzać, żeby nie burzyć tej krwi, by się rana nie wylała - opowiada doświadczony zawodnik wodzisławskiej Odry, po czym dodaje: - Myślę, że już od przyszłego tygodnia zacznę jakiś tam trening. Ale co to będzie za trening, jak pójdę na siłownię lub będę jeździł na rowerku. Może pogram w siatkonogę na hali, by nie było kontaktu z przeciwnikiem i nie kusić losu.
Tego typu kontuzje zwykle mogą odcisnąć piętno na psychice. Woś złamania kości jarzmowej doznał podczas pojedynku główkowego z Michałem Pazdanem. - Może jakiś uraz psychiczny zostanie, ale to do jakiegoś momentu. Jak przyjdzie adrenalina meczowa, to się wtedy o takich rzeczach nie myśli się - zapewnia Woś. Kapitan Odry uważa, że nie jest to jego najgroźniejszy uraz w karierze. - Dla mnie to nie jest żadna kontuzja - prawdę powiedziawszy. Kiedy grałem w Ruchu Chorzów, to zerwałem wiązadła krzyżowe. 9 miesięcy pauzowałem - wspomina. - Ostatnio Marcin Malinowski miał złamane trzy kości śródstopia - to są poważne kontuzje. A to jest twarz, a twarzą się nie gra - kończy z uśmiechem Jan Woś.