Lech miał na mecz z Deportivo jasny cel - zwycięstwo. Plany poznaniaków pokrzyżował już po kilkudziesięciu sekundach Diego Colloto, który pokonał Ivana Turinę. - Całe szczęście, że straciliśmy bramkę w drugiej minucie, a nie w końcówce, bo byśmy się podłamali i na Polonię Bytom wyszli ze spuszczonymi głowami - uważa Sławomir Peszko.
Po nie najlepszym początku lechici z minuty na minutę rozkręcali się coraz bardziej. Po wyrównaniu wielokrotnie było bardzo groźnie pod bramką Daniela Aranzubii - Mieliśmy swoje sytuację i pretensje możemy mieć tylko do siebie - mówi Tomasz Bandrowski.
Oprócz skuteczności Lechowi zabrakło po prostu szczęścia. Trudno się z tym nie zgodzić, bo los nie uśmiechał się do poznaniaków zarówno w ofensywie, jak i na początku w defensywie. - Przeciwnik w pierwszej połowie nie stworzył sytuacji, a strzelił bramkę. Musieliśmy się nabiegać i naharować, żeby wyrównać - opowiada Peszko. - Może szczęście odwróci się w naszą stronę w Rotterdamie - zastanawia się Bandrowski.
Kolejorz był zespołem lepszym, a w końcówce goście grali nawet na czas. W Poznaniu nikt się nie spodziewał, że Hiszpanie zaprezentują się tak słabo. - Spodziewaliśmy się, że Deportivo przyjedzie po zwycięstwo. Trochę nas zaskoczyli, bo widzieliśmy, że pozwalają nam grać - dodaje Bandrowski.
Sławomir Peszko przyznał, że styl hiszpański o wiele bardziej odpowiada lechitom w porównaniu do taktyki CSKA Moskwa. - Wiedzieliśmy, że na boisku będzie więcej miejsca niż z CSKA i będzie można się rozpędzić - mówi 23-letni zawodnik.
Lech rozegrał już wiele emocjonujących meczów w Pucharze UEFA, ale ten był na zdecydowanie wyższym poziomie od poprzednich. - Był to jeden z lepszych naszych meczów w Pucharze UEFA. Nie odstawaliśmy od Deportivo. Nie można się bać żadnej drużyny, tylko walczyć jak równy z równym - uważa Bandrowski. - Cieszy, że stwarzaliśmy sytuacje z takim zespołem - zakończył Peszko.