Michał Hernes: O polskiej szkole bramkarzy

Jan Tomaszewski uświadomił mi, dlaczego z naszego kraju wywodzą się tak świetni bramkarze. Na podstawie jego teorii stworzyłem własną, dzięki której zrozumiałem, czemu większość polskich napastników jest natomiast do bani. Warto się przy okazji zastanowić, jak ten problem rozwiązać.

W tym artykule dowiesz się o:

Zdaniem Jana Tomaszewskiego cała masa kapitalnych bramkarzy wynika z faktu, że praktycznie we wszystkich klubach piłkarskiej ekstraklasy są beznadziejni obrońcy. Bronią oni tak słabo, że goalkeeperzy zawsze mają bardzo dużo roboty. Dlatego właśnie tylu świetnych zawodników grających na tej pozycji wywodzi się z Legii Warszawa, bądź Wisły Kraków. W zagranicznych ligach i drużynach narodowych ich odpowiednicy nie muszą się aż tak wysilać.

Jak wiadomo w sytuacji, gdy polski napastnik zostaje najlepszym strzelcem rozgrywek, to często przenosi się do zagranicznego klubu. Na miejscu okazuje się, że kompletnie nie może się tam odnaleźć. Niby wielokrotnie grał przeciwko znakomitym bramkarzom, ale w ich pokonaniu pomagali mu obrońcy przeciwników. Za granicą sprawa wygląda zgoła inaczej, bo defensywa rywali prezentuje się o niebo lepiej. Nasz rodak automatycznie przestaje być skuteczny. Po jakimś czasie... zaczyna regularnie grzać ławę.

Skutek jest taki, że Biało-Czerwoni nie potrafią sobie poradzić z lepszymi przeciwnikami. Lepsi rywale mogą się natomiast poczuć, jakby grali z polskim klubem - co prawda mającym słaby difens, ale za to rewelacyjnego bramkarza.

Jak uporać się z tym problemem? Przygotowałem kilka luźnych propozycji:

Pierwsza koncepcja:

- Polskie kluby powinny wprowadzić premię dla obrońców: im mniej bramkarz będzie miał sytuacji w czasie spotkania, tym więcej dostaną kasy.

- Obrońcy powinni mieć większe zarobki. Tak, żeby bardziej opłacało się grać w obronie, niż na bramce czy w ataku.

- Trenerzy muszą poświęcać im więcej czasu, a nie skupiać się przede wszystkim na bramkarzach i napastnikach.

Przewidywane skutki:

Kiedy w końcu ligowi defensywni przeciętniacy polepszą swoją grę okaże się, że są już starzy i muszą przejść na emeryturę. Ci młodsi uciekną natomiast do zagranicznych zespołów. Ich miejsca stopniowo przejmować będą żółtodzioby, których znowu trzeba będzie wszystkiego uczyć od nowa. I modlić się, żeby nauka zajęła im mniej czasu.

Druga koncepcja:

Zacząć masowo zatrudniać graczy defensywnych z zagranicy i grozić Polakom, że jeśli nie wezmą się wreszcie do roboty, to konkurencji będzie więcej i więcej.

Przewidywane skutki:

Gdyby tak się stało, to może obrona kadry Polski byłaby słaba, ale mielibyśmy lepszych napastników. Sęk w tym, że przy lepszych obrońcach przestaliby się rozwijać polscy bramkarze. Tak byłoby również w sytuacji, gdyby Polacy zaczęli wreszcie lepiej prezentować się w defensywie. Trzeba by więc liczyć na to, że strzelimy więcej goli, niż stracimy. Ale lepsze to niż kalkulować, że rywale nic nie strzelą, a my na farcie uciułamy przynajmniej jedną bramkę.

Końcowe wnioski:

Jak widać nie można mieć wszystkiego. Mimo wszystko mam już dość polskich bramkarzy w finałach Ligi Mistrzów. Mam nadzieje, że doczekam się wreszcie czasów, kiedy w finale tych rozgrywek pojawi się jakiś rodzimy napastnik. O polskim klubie w tej chwili nie marzę.

Źródło artykułu: