To był 150 mecz Polaka w Bundeslidze. Ostatnio nie miał łatwych dni, zaczęło się to, czego napastnicy nie lubią najbardziej - liczenie minut nieskuteczności.
Robert Lewandowski ma mocną psychikę, zna swoją wartość, ale na pewno słowa o "ciele obcym", jakim rzekomo jest w Bayernie, do niego dotarły. Josep Guardiola w meczu z HSV nie wystawił Polaka na jego ulubionej pozycji, ale na lewym skrzydle. W pierwszej połowie gra kapitana naszej reprezentacji nie wyglądała dobrze, wydawał się zagubiony, bardzo rzadko był przy piłce.
[ad=rectangle]
Guardiola jeszcze przed meczem mówił, że ma do Lewandowskiego pełne zaufanie i jest z niego zadowolony. - Drzwi do mojego gabinetu są dla Roberta otwarte 24 godziny na dobę, może przyjść, gdy ma problem. Ale nie ma problemu - mówił trener Bayernu. Kibice i dziennikarze liczyli jednak minuty bez gola Polaka. Po raz ostatni trafił w 15 kolejce, 13 grudnia, w wygranym 4:0 meczu z Augsburgiem.
W meczu z HSV Bayern był na cenzurowanym. Po porażce 1:4 z Wolfsburgiem i remisie 1:1 z Schalke, sam Guardiola mówił, że z taką grą obrona mistrzostwa może być problemem, nie wspominając już o Lidze Mistrzów. Tym razem jego piłkarze od pierwszych minut wsadzili rywali na karuzelę i kręcili nią coraz szybciej. Strzelali seriami, wykorzystując każde zawahanie rywala. Wygrali drugie spotkanie z rzędu.
Po pierwszej połowie było raptem 3:0. Rzut karny wykorzystał Thomas Mueller, chwilę później podwyższył Mario Goetze, a Arjen Robben strzelił gola w swoim stylu - zza pola karnego, od słupka. Holender miał wielki apetyt na grę, tradycyjnie w swoim filmie chciał zagrać główną rolę, dla kolegów przewidując statystowanie. Ale po takich golach wszystko mu się wybacza.
HSV zabrakło argumentów. 12 drużyna Bundesligi w dotychczasowych 20 meczach strzeliła raptem 14 goli - w tym napastnicy Artjoms Rudnevs i Ivica Olić żadnego. Obserwując sobotni mecz na pewno mogli być za to zadowoleni skauci Lecha Poznań, który na ligowy hit w Niemczech dostarczyli dwóch napastników. Droga do wielkiej piłki Lewandowskiego i Rudniewa prowadziła przez Bułgarską, chociaż później losy tych zawodników potoczyły się już inaczej.
Drugą połowę Bayern rozpoczął od szturmu. Robben strzelił na 4:0, zanim rywale zrozumieli, że przerwa już się skończyła. 5:0 to dzieło Muellera. I w końcu przyszła pora na Polaka, trafił do pustej bramki po tym, jak Bayern zabawił się z obroną HSV w polu karnym. Nie wierzcie mu, jeśli będzie mówił, że nie odetchnął. Lewandowski miał też udział przy ostatniej bramce, kiedy to Franck Ribery dobił jego strzał i sprawił, że kibice zaczęli liczyć na wynik dwucyfrowy. Skończyło się na 8:0, kiedy na minutę przed ostatnim gwizdkiem kolejnym pięknym strzałem popisał się Goetze.
Nie można stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że Bayern wrócił już na dobre tory, bo w sobotę mierzył się z wyjątkowo słabym rywalem. We wtorek zagra jednak z Szachtarem Donieck na pewno na większym luzie, z większą pewnością siebie. Taki wynik w prestiżowym i jubileuszowym, bo setnym w historii, meczu z Hamburgerem przejdzie do historii. Pewność siebie może odzyskać też Lewandowski, który chociaż swoją grą nie olśnił, zrzucił z pleców spory ciężar. Ciężar nieskuteczności.
Bundesligę w Polsce transmituje Eurosport2.
Michał Kołodziejczyk z Monachium
gol ze spalonego w takim meczu chwały takiemu snajperowi nie przynosi
może się odblokuje i więcej będzie strzelał - oby!