U Lewandowskiego to mi imponuje - rozmowa z Dariuszem Pasieką

East News
East News

- Mam takie wrażenie, że o Roberta martwią się wszyscy. Tylko nie on sam o siebie - podkreśla Dariusz Pasieka, trener i ekspert Eurosportu, w którym komentuje mecze Bundesligi. Skąd taka teza?

Przed tygodniem efektowne 8:0 z Hamburgerem SV, ale później tylko bezbramkowy remis z Szachtarem Donieck w Lidze Mistrzów. I kontrowersyjna decyzja Josepa Guardioli o posadzeniu Roberta Lewandowskiego na ławce (napastnik wszedł na ostatni kwadrans). W mediach - nie po raz pierwszy - pojawiło się pytanie: "Czy Bayern Monachium to na pewno właściwy klub dla Polaka?".

Głośno zrobiło się zwłaszcza po wypowiedziach Dietmara Hamanna, byłego reprezentanta Niemiec, obecnie eksperta Sky Sports. Namawiał on angielskie kluby (Manchester United, Arsenal i Liverpool), by te "rozbiły bank" i kupiły Lewandowskiego.
[ad=rectangle]
Na "Lewym" ta cała sytuacja nie zrobiła żadnego wrażenia. W sobotę Guardiola desygnował go do gry w wyjazdowym spotkaniu z SC Paderborn 07. Polak otworzył wynik, a potem podwyższył prowadzenie Bawarczyków (którzy zwyciężyli 6:0). - To były dwie bardzo ważne bramki, które "ułożyły" mecz - rozpoczął rozmowę z naszym serwisem Dariusz Pasieka, trener i ekspert Eurosportu, w którym komentuje mecze Bundesligi.

Michał Fabian: Wreszcie ucichnie ten cały medialny szum wokół Lewandowskiego?

Dariusz Pasieka: Mam takie wrażenie, że o Roberta martwią się wszyscy. Tylko nie on sam o siebie. Niech dadzą mu grać i spokojnie robić to, co trzeba. Imponuje mi to, że Lewandowski nie udziela dziwnych wypowiedzi, tylko czeka na swoją szansę. Doczekał się w Paderborn, trener go wystawił i Robert zaistniał. Swoje zrobił.

Czyli nie zgadza się pan z Hamannem i nie uważa, że w Anglii "Lewemu" byłoby lepiej?

- Hamann pewnie myśli o tym, żeby Lewandowski poszedł do Liverpoolu, bo on sam w tym Liverpoolu kiedyś grał. Mają tam parę groszy, chcą zainwestować, pewnie taki piłkarz by im się przydał. Takie rzeczy są niepotrzebne. Na szczęście Lewandowski robi w Bayernie swoje. Pracuje uśmiechnięty. Drużyna strzela bramkę, to Robert się cieszy. On strzela bramkę, to inni też się cieszą, dziękują sobie. Pełen profesjonalizm.

Przy pierwszym golu "Lewego" piękną asystą popisał się Arjen Robben.

- I okazało się, że jak się tworzy szansa, to jeden drugiemu - wbrew temu, co mówią o Holendrze - potrafi dograć. Były także piłki Lewandowskiego do Robbena czy Ribery'ego. Myślę więc, że nie ma żadnych animozji czy innych historii, o których pisały media. Po prostu - Bayern to taki zespół. Tam wszyscy chcą jak najlepiej grać, jest presja, każdy chce się pokazać, strzelać bramki. Do tego Robert też się musi przyzwyczaić. To inna struktura w porównaniu do tego, co było w Dortmundzie. Tam ciężar strzelania bramek spoczywał na Robercie. Widać też, co się z Borussią dzieje, gdy Roberta w niej nie ma.

Lewandowski przyznał po meczu, że wolałby go kończyć z hat-trickiem. Przez moment pojawiła się na to szansa, gdy sędzia podyktował karnego. Strzelał jednak faulowany Robben.

- Zacznę od tego, że według mnie karny był kontrowersyjny, a czerwona kartka dla zawodnika Paderborn to już przesadzona decyzja. Bayern nie potrzebuje czegoś takiego. Co do Robbena, tam jest klarowna hierarchia. Jeżeli dziś Holender jest pierwszy na liście strzelców, to będzie podchodził do karnych, bo ma większą szansę na króla strzelców. Nie jest łatwo Robertowi grać w tej plejadzie gwiazd - Mueller, Goetze, Ribery, szczególnie Robben. Każdy z nich jest gdzieś łasy na te bramki. Trochę egoizmu tam też widzę.

Problemem Lewandowskiego są jednak nie tylko pazerni na gole koledzy.

- Zgadza się, Bayern Monachium to jest - jak to nazywam - całkiem inny numer kołnierzyka w porównaniu z Borussią Dortmund. Inny klub, inne oczekiwania. I inne nastawienie przeciwników. Kiedy Borussia była niebezpieczna? Jak za dobrych czasów stosowała wysoki pressing, stawiała na szybki odbiór piłki, żeby przeciwnik nie był tak mocno zagęszczony, żeby nie zdążył się cofnąć głęboko. A w meczach z Bayernem bronią się wszyscy. Już nie tylko pięcioma, ale i sześcioma obrońcami w jednej linii. Naprawdę jest bardzo mało miejsca. Lewandowski - jako ten piłkarz, który jest najbardziej z przodu - narażony jest na największe zagęszczenie przeciwnika. Mało jest dośrodkowań, po których mógł strzelać bramki. W dzisiejszym meczu akurat mieliśmy wyjątek, gdy na 2:0 dograł mu Ribery. Paderborn zagrał otwarcie i został za to ukarany. Reszta gra bardzo ciasno i blisko bramki.

Źródło artykułu: