David Ospina wskoczył do wyjściowego składu Kanonierów na początku roku, zastępując Wojciecha Szczęsnego. 26-latek może się pochwalić w obecnym sezonie dobrymi statystykami, co na pewno nie działa na korzyść Polaka. - Sądzę, że Wojtek już nie zagra. Naprawdę podpadł. Wenger chciał sobie zrobić alibi i zrobił. Do tego wszystkiego zupełnie niepotrzebnie wtrącił się Maciek (Maciej Szczęsny - dop.red.). Ja mogę wypowiadać opinie na temat Wojtka, ale jak robi to ojciec, to jest to opinia we własnej sprawie. Dolał oliwy do ognia, bo ta wypowiedź była komentowana i przez zawodników, i przez trenera, przez wszystkich. Bardzo bym chciał, ale sądzę, że Wojtek już do końca nie zagra. Tym bardziej, że Arsenal już teraz wskoczył w tabeli na wyższe miejsce - mówi portalowi SportoweFakty.pl Jan Tomaszewski.
[ad=rectangle]
- Jeśli Wenger mówi do Nawałki, bo tak powiedział, Adam mi to przekazał, że Wojtek się wziął za trening, kapitalnie trenuje i dla niego on jest pierwszym bramkarzem, ale będzie grał Ospina, to u cioci na imieninach można coś takiego powiedzieć. Pierwszy bramkarz jest pierwszym bramkarzem. Wszystko na to wskazuje, że Wojtek nie zagra. Jeśli nie wystąpi teraz, przez te dwa tygodnie, to już nie zagra do Irlandii - dodaje.
Co zatem powinien zrobić polski bramkarz? Zdecydować się na zmianę klubu? - Umówmy się, Wojtek praktycznie finansowo za bardzo nie traci, bo ma lukratywny kontakt. Musi być jakaś wspólna decyzja, czy w dalszym ciągu liczą na Wojtka. To są dla mnie sprawy, które muszą być wyjaśnione i Wojtek się musi zdecydować. Jeśli chce grać w dalszym ciągu, to musi porozmawiać z kierownictwem klubu i z Wengerem czy będzie grał, czy nie. Bo jeśli nie, to niech odejdzie. Chodzi o to, żeby grał. On nie jest na etapie Jurka Dudka, gdy on praktycznie kończył karierę i dostał nieprawdopodobną propozycję, aby być rezerwowym w Realu. Wojtka jeszcze na to nie stać. Nie mówię finansowo, tylko ze względów ambicjonalnych. Wojtek musi usiąść do stołu z nimi i powiedzieć: liczycie na mnie czy nie, jeśli nie, to mnie sprzedajcie - kończy Jan Tomaszewski.