Piłkarze z Tychów po fatalnej jesieni wciąż nie mogą się wydostać ze strefy spadkowej. Największym problemem zespołu ze Śląska są mecze wyjazdowe - w obecnym sezonie Trójkolorowi ani razu nie cieszyli się ze zwycięstwa na boisku rywala, a ostatnie punkty z wojaży przywieźli do Tychów... 12 października ubiegłego roku. Fatalnej serii nie udało się przełamać również w Świnoujściu, bowiem lepsza okazała się miejscowa Flota.
[ad=rectangle]
- Z przebiegu całego meczu na pewno nie zasłużyliśmy na porażkę. Mieliśmy swoje okazje do tego, żeby strzelić bramkę, ale piłka nie chciała wpaść do siatki. W pierwszej połowie popełniliśmy tylko jeden błąd, ale za to bardzo kosztowny. Boczny obrońca Floty włączył się do akcji ofensywnej, my zgubiliśmy krycie i po chwili przegrywaliśmy - tłumaczył przyczyny porażki Tomasz Hajto.
Szkoleniowiec GKS-u konferencję prasową rozpoczął bardzo spokojnie i analitycznie, ale z czasem w jego wypowiedzi zaczęły dominować emocje.
- Prywatnie jestem załamany tą porażką. Nie możemy przegrywać spotkań z drużynami, które są w naszym zasięgu. Ciężka praca sprzed tygodnia, kiedy pokonaliśmy Termalicę, została zniweczona. Dużo więcej oczekiwałem od swoich zawodników. Mam kilku doświadczonych piłkarzy i liczyłem, że wniosą jakość do gry. Zawiodłem się - mówił trener GKS-u.
Najbardziej dosadnie Tomasz Hajto odczucia związane z postawą swoich zawodników wygłosił jednak nie podczas konferencji prasowej, ale chwilę przed nią. Kilkanaście minut po ostatnim gwizdku arbitra szkoleniowiec GKS-u Tychy uciął sobie krótką pogawędkę z Romualdem Szukiełowiczem, podczas której w nieparlamentarnych słowach zrecenzował grę swojego zespołu.
- Nie mogłem na to patrzeć. Najchętniej sam ubrałbym się w dres i wbiegł na boisko. Tylko za kogo miałbym wejść, skoro tam nikt nie nadawał się do gry? - pytał retorycznie Hajto.