Problemy kadrowe Floty od dłuższego czasu są tajemnicą poliszynela. Trener Szukiełowicz nie ukrywa, że nie ma w kadrze osiemnastu zawodników na pierwszoligowym poziomie. Dowód stanowić może meczowy protokół, w którym ciężko doliczyć się osiemnastu piłkarzy po stronie klubu ze Świnoujścia. Przeciwko GKS-owi Tychy uprawnionych do gry było szesnastu zawodników. I to tylko dlatego, że w piątek rzutem na taśmę zgłoszono do rozgrywek Michała Nowaka, który dotychczas grał na poziomie ligi okręgowej.
[ad=rectangle]
Przy tak wąskiej kadrze problemy pojawiają się w szczególności wówczas, kiedy piłkarze podstawowej jedenastki są wykluczeni z gry ze względu na żółte kartki lub kontuzje. Tak było przed tygodniem, kiedy nieuprawniony do gry był Michał Stasiak, a w jego miejsce z konieczności zagrał Przemysław Kocot.
Najbardziej newralgiczną pozycją dla trenera Szukiełowicza nie jest jednak defensywa lecz atak. W dziewiętnastoosobowej kadrze próżno obecnie szukać innego napastnika niż Charlesa Nwaogu. Nigeryjczyk ma we Flocie monopol na miejsce w wyjściowej jedenastce, bo nawet będąc bez formy posiada przynajmniej pojęcie na temat gry w napadzie. Nic więc dziwnego, że brak Nwaogu w meczowej kadrze dla większości kibiców był ogromnym zaskoczeniem.
- Podczas czwartkowego treningu Charles naciągnął mięsień dwugłowy uda, co wykluczyło go z gry na przynajmniej dziesięć dni. Nie zobaczymy go więc również w meczu z Arką. Na Widzew powinien być jednak gotowy - tłumaczył na konferencji prasowej trener Szukiełowicz.
Pod nieobecność jedynego napastnika szkoleniowiec Floty stanął przed poważnym dylematem. Mógł bowiem wysłać do boju dziewiętnastoletniego Michała Nowaka albo zdecydować się na wariant hiszpański i zrezygnować z klasycznego napastnika. Oba warianty miały jednak poważne wady. Michał Nowak do tej pory rywalizował z bramkarzami między innymi Błękitu Pniewo i Sparty Węgorzyno na poziomie ligi okręgowej, więc trudno było oczekiwać, że poradzi sobie w starciu z doświadczonym Sebastianem Przyrowskim. Rezygnacja z napastnika oznaczała natomiast konieczność gry z… siedmioma pomocnikami. Ostatecznie trener Szukiełowicz zdecydował się na wybór drugiego wariantu.
- Sytuację kadrową mamy nieciekawą, dlatego musimy próbować różnych modyfikacji. Powiem szczerze, że nigdy wcześniej nie trenowaliśmy takiego ustawienia. Trener dał nam sporo wskazówek, ale na boisku trochę improwizowaliśmy - przyznał strzelec zwycięskiej bramki, Daniel Brud.
W obliczu problemów z obsadzeniem pozycji napastnika najprostszym wyjściem wydawałoby się pozyskanie nowego piłkarza. W klubie ze Świnoujścia nikt nie chce jednak podejmować nerwowych ruchów.
- Na takie rozwiązania przyjdzie pod koniec sezonu, kiedy będziemy mieli pewne utrzymanie. Wtedy rozejrzymy się za wzmocnieniami na tej pozycji. W tej chwili moglibyśmy pozyskać jedynie gracza bez klubu, który od kilku tygodni nie gra w piłkę. Zanim go przygotujemy do grania, skończy się sezon - wyjaśnia trener Floty.