Defensor II-ligowca opuścił boisko w 28. minucie po tym jak mając już na koncie "żółtko" zbyt ostro sfaulował Łukasza Trałkę. - Mecz ułożył się tak jak sobie wymarzyliśmy. Chcieliśmy przetrwać początkowy napór gospodarzy i strzelić gola. Nie chcę oceniać czy czerwona kartka była słuszna, czy też nie. Na gorąco mogłoby to być nieobiektywne. Wolę jeszcze tę sytuację przeanalizować. Jestem jednak przekonany, że gdybyśmy do końca grali jedenastu na jedenastu, wówczas to my wystąpilibyśmy w finale - zaznaczył Krzysztof Kapuściński.
Jednak nawet po tym wykluczeniu Błękitni nie stracili wiary w sukces. - Wierzyłem do końca w tych wspaniałych ludzi. Przez 90 minut musieliśmy grać w dziesiątkę, mimo to przez cały czas tliła się nadzieja, że znajdziemy się w finale. Czułem też jednak, że po euforii związanej z golem na 1:0 dla nas, czerwona kartka ostudziła zespół. Pojawiło się wtedy w chłopakach załamanie, bo zdali sobie sprawę, że może być naprawdę ciężko - dodał.
[ad=rectangle]
Kolejorz szybko zaczął odrabiać straty i już do przerwy prowadził 2:1. - Po zejściu do szatni powtarzałem swoim piłkarzom, że cały czas to my jesteśmy w finale, choć zdawałem sobie sprawę, że będziemy się tylko bronić. Lech prowadził atak pozycyjny, który wychodzi mu dobrze, bo strzela z niego bramki nawet w ekstraklasie przeciwko silniejszym rywalom. Cieszę się jednak, że w drużynie cały czas było widać moc i wiarę w sukces. Podjęliśmy walkę i do samego końca wierzyliśmy, że możemy zagrać na Stadionie Narodowym - stwierdził Kapuściński.
Trener Błękitnych: Gdybyśmy grali 11 na 11, to awansowalibyśmy do finału
{"id":"","title":""}
Źródło: Agencja TVN/x-news
Gdzie tkwi przyczyna tego, że zespół ze środka tabeli II ligi jest w stanie przeciwstawić się wicemistrzowi Polski nawet w dwumeczu, do tego odnieść jedno zwycięstwo, a w rewanżu doprowadzić do dogrywki? - Źródłem tej siły jest wielkie serducho i zaangażowanie, ale także umiejętności piłkarzy. Wielu z nich naprawdę potrafi dobrze grać. W Poznaniu zostawili na boisku kawał zdrowia. Awansowała wprawdzie ekipa lepsza, która od początku narzuciła swoje warunki, lecz my do pewnego momentu realizowaliśmy swój plan. Chcieliśmy to robić dalej, niestety się nie udało. Wracamy jednak do Stargardu Szczecińskiego z podniesionymi głowami. Od dawna skazywano nas na pożarcie, a my pokazaliśmy jak wiele można zrobić z pasji i miłości do futbolu. Dla mnie ci zawodnicy to wielcy profesjonaliści i mam nadzieję, że kilku z nich zagra w przyszłości w ekstraklasie - zakończył.