Chcę, ale nie mogę wierzyć w to, że aż do bólu cyniczny włoski zespół nie będzie w stanie poradzić sobie z pierwszoklasistami z Poznania. Lech może wypruć z siebie żyły a cynizm i tak zatriumfuje. Włoska myśl promuje cynizm jako narzędzie osiągnięcia sukcesu a funkcjonuje to u nich piekielnie skutecznie.
Nie mamy jednoznacznych dowodów, ale nawet mecz ostatniej kolejki fazy grupowej pucharu UEFA mógł być dla Udinese rzeczą niewartą uwagi, której lekkie odpuszczenie pozwoliłoby lepiej przygotować się raczej do wielkiego spotkania z Milanem w niedzielę. Porażka z Nijmegen nie zmieniła układu tabelki, "friulani" (przydomek od nazwy regionu, w którym leży Udine) wygrali grupę a ligowy mecz przecież ważniejszy, choć po laniu 5-1 można przyznać, że przygotowania do niego dobre być nie mogły.
Solidny klub z północy
Udinese nigdy nie było, a właściwie nie była (język włoski nie zna rodzaju nijakiego) mistrzem ni zwycięzcą pucharu krajowego. Celem istnienia tego klubu nie jest wygrywanie tytułów tylko obróbka piłkarzy, którzy będą potrafili ładnie się zaprezentować, a następnie zostać sprzedanymi za przyzwoite pieniądze.
Kolejka chętnych puka już do drzwi na stadionie Friuli, by pytać się o cenę chociażby za dwóch 20-letnich Chilijczyków: Alexisa Sancheza (zwanego "cudownym dzieckiem") i Maurucio Islę a także byłego kapitana włoskiej młodzieżówki Marco Mottę czy olimpijczyka z Pekinu Andreę Codę. O ofertach za tercet neapolitańskich snajperów: Di Natale, Quagliarellę i Floro Floresa już nie wspominając.
Pan i władca na Friuli
Udinese jest własnością Giampaolo Pozzo, władcy koncernu produkującego narzędzia, którego lwią część włoskiej części odsprzedał w tym tygodniu światowemu molochowi Bosch.
Pozzo obrany został przez aklamację najlepszym prezydentem serie A w poprzednim sezonie. Uczucia ludzi mających w sercu Udine lawirują jednak w jego stronę między uwielbieniem a nienawiścią. Klub nie ma szans na mistrzostwo nawet jeżeli, tak jak za czasów Spallettiego doczekał się bardzo konkretnej drużyny.
67-letni właściciel, rodowity mieszkaniec Udine nie należy do cierpliwych ludzi a trenerów rozlicza błyskawicznie. Klub kupił 22 lata temu (cztery miesiące wcześniej Berlusconi wszedł do Milanu). Do dzisiaj zmienił dwudziestu szkoleniowców.
Ciężki los trenera
Obecny szkoleniowiec zespołu, Pasquale Marino ma podobno duże zaufanie Pozzo. Mało kto w to jednak wierzy. Sześć porażek z rzędu w lidze i kolejna w pucharze UEFA to trochę nieprzyjemna sprawa. Marino jeszcze utrzymuje posadę, ale nie wierzę, że dotrwa na niej do wznowienia mistrzostw.
Nie ostanie się z całą pewnością przed drugą częścią sezonu kadra zespołu. Już na meczu w Nijmegen (2-0 dla Holendrów) na trybunach był Kurban Berdyr, trener mistrzów Rosji Rubina Kazań. Miał obserwować kandydatów do gry w barwach swojego zespołu w przyszłorocznej Champions League: Di Natale, Quagliarellę, Handanovicia i Inlera. Na boisku pojawił się tylko ten ostatni, bo Marino swoich asów oszczędził.
Generalnie Marino należą się słowa uznania za zupełną zmianę w prowadzeniu zespołu względem poprzedników. Udinese mianowicie od dziesięciu lat, od czasów Alberto Zaccheroniego grała regularnie ustawieniem z trójką obrońców. W sezonie 2005/6 drużyna pod batutą Luciano Spallettiego awansowała do Champions League odnosząc największy sukces w erze Pozzo. Trener Marino eksperymentuje z czteroosobowym blokiem defensywnym, ale stare nawyki chyba pozostają w głowach.
Piłkarze ze stadionu Friuli mieli luźniejszą ostatnią kolejkę a to przez wcześniejsze trzy wygrane. Pokonanie Tottenhamu, Spartaka Moskwa i Dinama Zagrzeb musi budzić szacunek. W jaki sposób w takim wypadku może Udinese bać się Lecha Poznań?
Grunt to dobra informacja
"La Gazzetta dello Sport" napisała po losowaniu 1/16 pucharu UEFA o Lechu, że to w połowie nieznani piłkarze. Gwiazdą liderów polskiej ekstraklasy według mediolańskiego dziennika jest wielki talent Robert Lewandowski, którego nazwisko w klasycznym stylu Włosi skracają do formy Lewa. Wspomnieli go raczej tylko dlatego, że zdobył w reprezentacji gola przeciw Irlandii prowadzonej przez Trapattoniego.
Czytając artykuł o Lechu we włoskiej prasie na myśl przychodzą zapowiedzi meczów polskich zespołów z tymi z dalekiego Kazachstanu czy Azerbejdżanu. Mieszkaniec Italii, który przeczytał o Lechu w sobotniej "La Gazzetta dello Sport" dowiedział się, żeby nie mylić Franiszka Smudy z Władysławem Żmudą (ten pisany przez "z"), byłym obrońcą Verony i Cremonese w latach 80-tych.