Młody golkiper, który jest jednym z najrówniej grających wiosną widzewiaków, w sobotę w samej końcówce spotkania popisał się interwencją na wagę zwycięstwa, zatrzymując strzał Pawła Zawistowskiego z jedenastu metrów. - Zrobiłem to, co do mnie należało. Mamy trzy punkty i cały czas wierzymy w nasz zespół, a także w to, że utrzymamy się w pierwszej lidze. Od teraz przygotowujemy się spokojnie do następnego meczu - stwierdził zaraz po meczu z Chojniczanką Chojnice Maciej Krakowiak.
[ad=rectangle]
Końcówka rozgrywanego w Byczynie spotkania 27. kolejki I ligi była niezwykle emocjonująca. Widzew na prowadzenie wyszedł w 89. minucie, ale już kilkadziesiąt sekund później sędzia podyktował rzut karny na niekorzyść gospodarzy. Faul Bartłomieja Kasprzaka miał miejsce na granicy pola karnego, więc rozjemca sobotnich zawodów podjął bardzo ryzykowną decyzję.
Łodzianie nie pierwszy raz tego dnia mieli pretensje do arbitra, o czym nie zawahali się mu wspomnieć. Bramkarz Widzewa za dyskusję ujrzał zresztą żółtą kartkę. - Była w nas na pewno sportowa złość. Czuliśmy, że sędzia grał przeciwko nam, a zapracowaliśmy sobie na pewno na wygraną. Dlatego taka reakcja z naszej strony - przyznał 22-latek. - Chciałem arbitrowi utrzeć trochę nosa, żeby udało nam się wygrać. Tak jak wspomniałem, cały czas mamy wiarę w siebie i walczymy dalej - dodał bohater dnia.
W kluczowej dla końcowego wyniku spotkania z Chojniczanką akcji Krakowiak zawierzył intuicji. Bramkarz przyznał po meczu, że nie czekał, aż rywal odda strzał, tylko rzucił się zgodnie z własnym przeczuciem, które już kolejny raz w tej rundzie wskazało mu odpowiedni kierunek. - Poszedłem w ten róg. Tak jak w meczu z Termalicą, wyczułem zawodnika, tak postąpiłem i teraz, tylko z lepszym skutkiem - wyznał.