Mateusz Karoń: Patrzy pan z delikatną zazdrością na Henninga Berga i Macieja Skorżę?
Jan Urban: Nikomu nigdy nie zazdrościłem.
Pan też dochodził do finału Pucharu Polski, ale nie odbywało się to z taką pompą.
- Chciałbym, żeby ta pompa była nie tylko na Stadionie Narodowym, ale dużo, dużo wcześniej. Przypominam sobie taki mecz przeciwko GKS-owi Katowice na chorzowskiej arenie… przyszło 55 tysięcy ludzi. Wtedy te rozgrywki rzeczywiście miały wartość. Szanowano je. Dziś różnie to wygląda. Jeżeli gra Legia z Lechem, ludzie przychodzą. Ale kiedy zostanie inna para - z frekwencją nie będzie już tak wesoło. Druga sprawa to same kluby - one też nie podchodzą do tego całkowicie poważnie.
[ad=rectangle]
Pan zawsze spinał się na puchar maksymalnie? Wracając do roku 1986, tamta porażka 1:4 musiała was nieźle zaboleć.
- Byliśmy mistrzem kraju i liczyliśmy na dublet. Nie powiodło się, ale atmosfera była fantastyczna. Stadion Śląski wypełnił się prawie w całości. Na boisku walka do ostatniej kropli krwi, a wynik sprawił niespodziankę wielu osobom. Mieliśmy przewagę, jednak szybcy Marek Koniarek i Jan Furtok nas rozpracowali.
Teraz faworytem będzie Legia?
- Wydaje mi się, że w polskich warunkach ten zespół faworytem jest zawsze. Mają szeroką kadrę, największy budżet – wszystko przemawia za nimi. Musi jednak mieć się na baczności. Dla Lecha Poznań ogranie Legii w Warszawie to podwójna motywacja. Jeśli zagrają na swoim najwyższym poziomie, stać ich, by pokonać zespół Henninga Berga.
Dzisiejsza Legia jest lepsza niż pańska?
- Oczywiście. Ma o wiele szerszą kadrę. Doszło kilku graczy, którzy się sprawdzili i wnoszą wiele do drużyny.
Ale nie ma Radovicia.
- Nie dramatyzowałbym. W wielu spotkaniach, kiedy był kontuzjowany, drużyna pokazała, że bez niego też może wygrywać.
Pan by skorzystał z jego usług w Amsterdamie?
- Nie mąć mi takimi rzeczami. Już jest dawno po herbacie. Nie będę się bawił w żadne dywagacje. Nie mam dostatecznej wiedzy na ten temat. Łatwo coś chlapnąć, ale trzeba mieć do tego podstawy.
Kandydata na następcę Radovicia pan widzi?
- Ondrej Duda. Gra na zdecydowanie wyższym poziomie niż Miro, kiedy przychodził do Legii. Rado też został ściągnięty jako młody chłopak, z praktycznie drugiej drużyny Partizana Belgrad. Wracając do Dudy, on pokazuje wiele więcej niż „Rado w jego wieku”. Dlatego oczywiste jest, że może go godnie zastąpić.
Do poziomu odchodzącego Radovicia brakuje mu dużo?
- Nie wymagajmy od tego chłopaka wszystkiego od razu. Pamiętajmy, że Rado też długo miał wahania formy. Potrafił zagrać fenomenalne pół rundy, a potem zgasnąć. W przypadku Dudy wypada tylko czekać.
Pytanie tylko, czy doczekamy tego jeszcze w Legii.
- Takie są realia. Dla nas trzy-cztery miliony euro to oferta, z której ciężko nie skorzystać. Nie można się oburzać. Porto też sprzedaje zawodników i z tego żyje.
Najprawdopodobniej z Legii odejdzie też Michał Żyro. To odpowiedni moment?
- A dlaczego nie? Jak na jego wiek, ma już duże doświadczenie w lidze i pucharach. Tylko on sam musi wiedzieć, w jakiej lidze by się najlepiej czuł.
A pan w jakiej by go widział?
- Często nie zależy to od samych rozgrywek. Nie możemy mówić o jednym stylu dla całej ligi. Atletico, Real Madryt i FC Barcelona grają na trzy różne sposoby, a najbiedniejszy z nich potrafił wygrać Primera Division. Walczyli zupełnie innymi stylami o najwyższe cele.
[nextpage]Więc w jakim zespole by się odnalazł?
- Gdzieś, gdzie występuje element gry kombinacyjnej i gdzie potrzeba ludzi z dobrymi warunkami fizycznymi. Michał takie ma, mógłby je wykorzystać. Niestety, może być potrzeba decydowania z pośpiechem, bo druga wspaniała oferta się nie trafi.
Problemem Żyry mogą być przestoje. Zdarzają mu się nierówne sezony.
- To przypadłość graczy w jego wieku. Są jeszcze na etapie poznawania własnego ciała. Trzeba umieć dozować wysiłek fizyczny, ale u Michała nie widzę większego problemu.
[ad=rectangle]
Czyli kwestia sezonu, maksymalnie dwóch?
- A może nawet już. Rok albo więcej może być dla niego stratą czasu.
Za pana czasów świetnie w Legii odnajdował się Jakub Kosecki. Teraz właściwie znikł.
- Kiedy zmieniany jest trener, jedni zawodnicy tracą, a drudzy korzystają. Berg stawia bardziej na Michała Kucharczyka i Michała Żyro. Widocznie Kosecki przegrał rywalizację. Teraz musi walczyć. Przecież nie powiemy, że jego rywale o miejsce w składzie grają na kredyt. Być może obecny szkoleniowiec woli skrzydłowych o lepszych warunkach fizycznych. Ja z kolei miałem do "Kosy" ogromne zaufanie. Wtedy mniej grał ktoś inny.
Kosecki to typ piłkarza, który - kiedy nie ma optymalnej formy - niesłychanie irytuje, ale gdy jest w gazie - zachwyca.
- Nie tylko on. Wspaniałe momenty gry ma też Kucharczyk. On również potrafi wykrzesać z siebie bardzo dużo, jeżeli tylko czuje zaufanie trenera. Wracając do Kuby, Legia ma wielu wspaniałych piłkarzy i nie każdy może grać w pierwszym składzie. Trzeba umieć zachować koncentrację i wykorzystywać każdą szansę.
Pojawiają się opinie, że Kosecki nie gra, bo brak mu woli walki i dlatego nie jest w stanie się przebić.
- Nie no, jaki brak? "Kosa" bez walki nie grałby nawet w drugiej lidze. Przy jego warunkach fizycznych bez czynników ambicjonalnych jako piłkarz nie mógłby osiągnąć niczego. To jest zawodnik, który włoży głowę tam, gdzie inny nie wsadziłby nogi. Natomiast Kuba ma inny problem. Często dostaje po kościach. Nie zawsze są to jakieś mocne starcia, ale jeżeli mówimy o różnicy 30-40 kilogramów - tego nie można tak po prostu nie odczuć. Jednego tylko boli noga, a drugi musi się dłużej regenerować.
Jeśli Berg preferuje graczy o innej charakterystyce, Kosecki powinien poszukać nowego pracodawcy?
- Jeżeli już, to poza Polską. W tej chwili gra w najlepszym klubie Ekstraklasy i musi być gotowy do wejścia na boisko cały czas.
Przejdźmy do pana. Ponoć był pan blisko Wisły Kraków.
- Nie chcę rozmawiać na takie tematy. To jest trochę jak z transferami zawodników: możesz mówić dopiero, kiedy już kogoś zaklepałeś.
Wyjazd do Hiszpanii pozwolił nabrać panu bardziej zdystansowanego spojrzenia na nasz futbol?
- Widziałem różnicę między piłką hiszpańską a polską już dawno. Brak nam zaawansowania technicznego, które tutaj mają nawet w drugiej i trzeciej lidze. Wiadomo, z czego się to bierze. Sorry, taki mamy klimat.
A stęsknił się pan za polską piłką?
- Mieszkam trochę tu, trochę tam. Dziś jestem w Porto, człowiek cały czas się uczy. Jeżeli dostanę propozycję pracy, która by mi odpowiadała, to ją przyjmę. Mogłem już wrócić na ławkę już teraz, ale wolałem jeszcze trochę poczekać. Po każdym klubie potrzebuję czasu, by wszystko sobie poukładać.
Więc jak dużo czasu pan potrzebuje?
- Wiele zależy od tego, w jakich okolicznościach cię zwalniano. Ważne jest też to, gdzie chciałbyś mieszkać. Moje życie od 1989 odbywa się między Polską a Hiszpanią. Zdaję sobie sprawę, że o wiele łatwiej będzie mi znaleźć pracę w Ekstraklasie. Wszyscy wiedzą, co się działo w Osasunie i może jest to jakieś usprawiedliwienie. W CV zostanie jednak wpis "zwolniony". Po dłuższym czasie nikt nie dochodzi, jakie były okoliczności. Wyrzucili go i już.
Rozmawiał Mateusz Karoń, Wirtualna Polska