Michał Kołodziejczyk: Jak poważny jest uraz, z powodu którego zszedł pan z boiska w meczu z Hoffenheim?
Jakub Błaszczykowski: Od początku wiedziałem, że to nic poważnego, nie czułem wielkiego bólu. W poniedziałek rezonans wykazał naderwanie włókien mięśnia przywodziciela. Za dwa tygodnie będę gotowy do gry.
Czuł pan, że wraca do wysokiej dyspozycji po wcześniejszej, długiej rehabilitacji?
- W klubie regularnie jesteśmy badani, moje wyniki były porównywalne z tymi, jakie miałem w 2012 roku, czyli jednymi z lepszych w karierze. Po tak długiej przerwie najważniejsza jest regularna gra, a ja do meczu z Hoffenheim regularnie miałem miejsce w podstawowym składzie. Teraz liczę na szybki powrót.
[ad=rectangle]
W Dortmundzie coś się skończyło. Jak zareagował pan na decyzję o odejściu Juergena Kloppa po sezonie?
- Klopp napisał w Borussii piękną historię. Każdy, kto obserwował naszą drużynę przez ostatnie lata musi przyznać, że trener postawił na niej swoją pieczątkę. Zdobyliśmy dwa mistrzostwa Niemiec, były puchary, superpuchary, finał Ligi Mistrzów, wielkie sukcesy, które zostaną w naszych głowach na zawsze. Kiedy Klopp zaczynał z nami pracę nie mieliśmy wielkich nazwisk a dzięki niemu, wyrobiliśmy sobie markę na piłkarskim rynku. Bardzo się rozwinęliśmy. Nie wiem czy osiągnęlibyśmy tyle samo z innym trenerem, szliśmy drogą Juergena i nam się opłacało.
[b]
Kiedy dowiedzieliście się o jego rezygnacji?[/b]
- Oficjalnie trener poinformował nas w szatni przed treningiem. Ale wiedzieliśmy już wcześniej bo najpierw były jakieś przecieki, a później konferencja prasowa. Początkowo nie chcieliśmy w to uwierzyć, większość z nas była w szoku.
Zadawaliście jakieś pytania czy była cisza?
- Cisza. Całkowita.
Co pan sądzi o terminie ogłoszenia decyzji? To normalne, że robi się to w trakcie rozgrywek?
- Po tych wszystkich latach spędzonych w klubie na pewno nie była to łatwa decyzja. Wiele osób się jej nie spodziewało. Klopp zdecydował się na poinformowaniu o swoim odejściu teraz, żeby klub miał czas na znalezienie następcy i oswojenie się z nową sytuacją. To było z jego strony bardzo fair, trener był zawsze konsekwentny i nie kierował się swoim dobrem, ale dobrem wszystkich. Weszliśmy na szczyt dzięki Kloppowi, on zaszczepił w nas przekonanie, że możemy, że potrafimy wygrać z każdym. Styl Borussii to nie był przypadek, pokazaliśmy w Bundeslidze i Lidze Mistrzów to, czego wymagał od nas trener.
Co się stało z Borussią w tym sezonie, że w pewnym momencie była na ostatnim miejscu w tabeli?
- Rundę jesienną mieliśmy fatalną. Cały czas są jakieś ubytki kadrowe, a to ktoś odchodzi, a to jest kontuzjowany. Na wiosnę gramy już inaczej, zdobywamy dużo punktów i awansowaliśmy do finału Pucharu Niemiec. Możemy jeszcze uratować sezon.
[nextpage]
Odetchnęliście z ulgą, kiedy Marco Reus przedłużył umowę z klubem?
- Marco jest bardzo ważnym zawodnikiem i tego typu informacje dobrze wpływają na cały zespół. Decyzje o przyszłości podejmuje się przecież między innymi myśląc o tym, z kim będzie można grać w następnym sezonie.
W półfinale Pucharu Niemiec pokonaliście Bayern Monachium. Grał pan kiedyś w meczu, w którym przeciwnik tak często myliłby się w rzutach karnych?
- Nie grałem, ale to spotkanie udowadnia tylko, że w sporcie wszystko jest możliwe. Nie ma rzeczy pewnych, albo niemożliwych. Jeżeli w coś wierzysz, jesteś w stanie tego dokonać. Klopp powiedział nam w przerwie, że tego meczu nie możemy przegrać, bo nie mamy nic do stracenia i czego byśmy nie zrobili - będzie dobrze. Przegrywaliśmy 0:1, ale trener mówił, że wie o tym, że wyrównamy i wrócimy do Dortmundu z awansem.
Mitchell Lagerack mocno przeżył to, co po jego interwencji stało się z Robertem Lewandowskim?
- Na pewno nie była to przyjemna sytuacja także dla naszego bramkarza. Po takim zdarzeniu pojawiają się wyrzuty sumienia, nikt nie jest zadowolony, gdy wyrządzi komuś krzywdę. W tym przypadku jest jeszcze gorzej, bo przecież Mitchell z Robertem się znają, wspólnie trenowali. Liczymy na to, że Robert szybko dojdzie do siebie i będzie grał w kolejnych meczach.
Widział pan Lewandowskiego po tym zdarzeniu? Rzeczywiście był oszołomiony?
- Byłem już poza boiskiem, koncentrowałem się na oglądaniu meczu, nawet nie wiedziałem, że Robert ma aż takie problemy. Nie było to lekkie muśnięcie… Teraz będzie grał w masce, sam też kiedyś w takiej występowałem. Nie jest to trudne, najgorzej chyba z psychiką, bo trzeba się przełamać i uwierzyć w swoje bezpieczeństwo.
Myśli pan, że Bayern ma szansę w meczach z Barceloną?
- Oczywiście. Kiedy my jechaliśmy do Monachium też nikt na nas nie stawiał, Bayern to Bayern, jest w stanie wygrać z każdym. Barcelona jest w imponującej formie, pokonuje wszystkich i to najczęściej po wynikach hokejowych, ale mistrzowie Niemiec na pewno postawią jej trudne warunki.
Dostaje pan oferty z innych klubów? Możliwe jest rozstanie z Borussią latem?
- Zostało kilka spotkań do końca sezonu i teraz tylko to się dla mnie liczy. Chcę wrócić jak najszybciej po kontuzji i pomóc swojej drużynie w uratowaniu sezonu.
O reprezentację mam nie pytać? Podobno nie chce pan grać w kadrze Adama Nawałki.
- Wiele dziwnych rzeczy mówiono i pisano w ostatnim roku na mój temat. Ale dla mnie gra w reprezentacji Polski była, jest i będzie największym zaszczytem.
Za miesiąc do sklepów trafi pana biografia? Co panu dała praca nad książką?
- Długo się zastanawiałem nad sensem jej powstania, ale doszedłem do wniosku, że z pewnymi sprawami będę się musiał boksować całe życie, a jak raz coś powiem, to będę miał już spokój. A jeżeli to napiszę, to jeszcze nie zostanie przekręcone. Będzie to książka o człowieku, po prostu. Mam świetny kontakt z Panią Małgorzatą Domagalik, która spisała moje wspomnienia. Chciałem, żeby zrobiła to osoba niezwiązana ze środowiskiem.
Rozmawiał [b]Michał Kołodziejczyk
16 czerwca Polska zagra z Grecją
[/b]