Miesiąc temu, na prawie całą drużynę zarząd nałożył karę - w postaci zabrania nagrody za awans do I ligi oraz wszystkich premii z poprzedniego i obecnego sezonu - w przybliżeniu ok. 20 tysięcy na zawodnika. Jakby tego było mało prezes Langer po raz kolejny nie dotrzymał obietnicy wypłaty pensji.
Zaległości sięgają już trzech miesięcy. Ostatnie pieniądze jakie zobaczyli zawodnicy z Jastrzębia-Zdroju to ... wypłacone tydzień temu "zaliczki" na poczet wrześniowych wynagrodzeń!
Zdenerwowani przedstawiciele drużyny, dzień przed Wigilią udali się osobiście do siedziby Zarządu Solidarności na kopalni "JAS-MOS" - wchodzącej w skład Jastrzębskiej Spółki Węglowej (prezes Langer jest wiceprzewodniczącym Związku Zawodowego Solidarność - przyp. red.) W skład reprezentacji weszli m.in.: Witold Wawrzyczek, Marek Kubisz, Jakub Kafka i Paweł Zarzycki
- Niestety, "pocałowaliśmy klamkę". To miał być ostateczny termin, kiedy powinniśmy otrzymać pieniądze. Oczywiście było jak zawsze - mówi wściekły Kubisz. Sami piłkarze "gubią się" już w rachubach - która to była obietnica prezesa i kolejna nieprzekraczalna data - kiedy to miał wypłacić im należne wynagrodzenie.
Zawodnicy byli na tyle zdeterminowani, że próbowali do skutku skontaktować się telefonicznie z prezesem Langerem - bądź pozostałymi dwoma członkami zarządu – (jednym z nich jest drugi trener Mirosław Szwarga - przyp. red.) Niestety, telefony jak zwykle, pozostawały głuche.
- Dlatego za pośrednictwem mediów - chcemy złożyć prezesowi świąteczne życzenia. Zdrowych, spokojnych, a przede wszystkim dostatnich, świąt Bożego Narodzenia życzy mu cała drużyna! Aby mu niczego na stole nie zabrakło! – nie ukrywa sarkazmu napastnik Jastrzębia.
Większość drużyny ma już tego wszystkiego dość. 5 stycznia, na pierwszym treningu zamierzają pójść drogą obraną przez pomocnika Kamila Wilczka (obecnie Piast Gliwice) i obrońcę Łukasza Pielorza (Odra Wodzisław) - czyli w zamian za rezygnację ze wszystkich zaległości - rozwiązać polubownie swoje kontrakty i stać się wolnymi piłkarzami. Bądź też skierować sprawę do PZPN - o rozwiązanie kontraktów z winy klubu, a następnie dochodzić swoich praw na drodze sądowej - podobnie jak uczynił to już pomocnik Bartłomiej Grabczyński.
- Sytuacja jest dramatyczna. Większość piłkarzy czeka na ofertę z innego klubu. Wcale nie musi to być jakaś wspaniała propozycja. Po prostu każdy chce się już stąd wyrwać - kwituje dosadnie Kubisz.
Na paradoks zakrawa więc fakt, iż prezes drużyny I-ligowej - jednocześnie człowiek reprezentujący wszystkich górników poprzez Związek Zawodowy Solidarność – pozwala sobie jako pracodawca w klubie, na nie płacenie należnych pensji - wynikających z podpisanych kontraktów – łamiąc tym samym prawa pracownicze.