Od pierwszego gwizdka sędziego spotkanie było niezwykle interesujące; głównie za sprawą gospodarzy. Zespół Martina O'Neilla rzucił się do ataku i zepchnął rywali do defensywy. Już w 6. minucie bliski szczęścia był Steve Sidwell, który strzałem głową trafił w słupek.
Gra Aston Villi mogła się podobać. Miejscowi potwierdzili, że w obecnym sezonie należą do wiodących drużyn w Premiership i będą liczyć się w walce co najmniej o awans do Ligi Mistrzów. Po kwadransie The Villans raz jeszcze stanęli przed szansą na otwarcie wyniku. Świetny strzał z dystansu oddał Luke Young i po plecach Mikaela Silvestre'a piłka poleciała minimalnie nad poprzeczką.
W początkowym okresie gry Kanonierzy zostali zepchnięci do defensywy i skupiali się tylko na rozbijaniu ataków gospodarzy. W 20. minucie świetną szarżę przeprowadził Gabriel Agbonlahor, który bez trudu ograł Kolo Toure, a następnie huknął po ziemi z narożnika pola karnego. Manuel Almunia odbił futbolówkę przed siebie, ale dobijającego Sidwella w ostatniej chwili uprzedził William Gallas.
Boxing Day nie był szczęśliwy dla ekipy Martina O'Neilla. Dość powiedzieć, że w kolejnych sytuacjach na przeszkodzie stanęły gospodarzom słupek i poprzeczka. W pierwszym przypadku Almunia z pomocą obramowania złapał piłkę po strzale Jamesa Milnera, z kolei po trzech minutach centymetrów zabrakło Curtisowi Daviesowi, który uderzył minimalnie za wysoko.
Zmarnowane okazje brutalnie zemściły się na The Villans. W 40. minucie Arsenal zaatakował bowiem po raz pierwszy w meczu i od razu zdobył gola. Fatalny błąd popełnił wówczas Nigel Reo-Cocker, który stracił piłkę na rzecz Denilsona. Ten wpadł w pole karne i płaskim strzałem z ostrego kąta pokonał bezrobotnego do tej pory Brada Friedela.
Utrata bramki podziała na Aston Villę fatalnie, gdyż drugą połowę gospodarze rozpoczęli od przyjęcia kolejnego ciosu. W 49. minucie Kanonierzy prowadzili już 2:0 i tym razem trafili do siatki po świetnie wyprowadzonym kontrataku. W roli asystenta wystąpił Emmanuel Eboue, natomiast pewnym strzałem po ziemi popisał się Abou Diaby.
W taki oto sposób Arsenal wydawał się mieć w garści pewne trzy punkty, mimo że spisywał się na stadionie Villa Park gorzej niż przeciętnie. W 55. minucie mogło być wprawdzie nawet 3:0 dla gości, bowiem Robin Van Persie trafił słupek. Była to jednak pierwsza i ostatnia sytuacja strzelecka, której przyjezdni nie wykorzystali.
Końcówka rywalizacji należała już do ekipy Martina O'Neilla, która zdołała podnieść się po dwóch nokautujących ciosach rywali i ruszyła do odrabiania strat. W 65. minucie gospodarze uzyskali trafienie kontaktowe. Padło ono za sprawą skutecznie wykonanego przez Garetha Barry'ego rzutu karnego. Sędzia Lee Mason wskazał na "wapno" po faulu Gallasa na Agbonlahorze.
Po pierwszej bramce dla The Villans obraz gry znów był taki jak w pierwszej połowie. Gospodarze atakowali nieustannie, a Arsenal skupiał się wyłącznie na defensywie. Do pełni szczęścia Kanonierom zabrakło niewiele, bowiem bardzo długo utrzymywał się korzystny dla nich rezultat. W doliczonym czasie gry ekipa Arsene Wengera jednak "pękła". Środkowi obrońcy Arsenalu nie upilnowali Zata Knighta, a ten dopadł do piłki na 14. metrze i posłał ją mocnym strzałem tuż przy słupku. Almunia nawet nie zareagował, bowiem nie miał szans na skuteczną interwencję.
Gol, który dał ekipie Martina O'Neilla remis, miał ogromne znaczenie. Dzięki niemu Aston Villa zachowała bowiem trzypunktową przewagę nad Arsenalem i wciąż plasuje się w strefie premiowanej udziałem w kwalifikacjach Ligi Mistrzów.
Aston Villa - Arsenal Londyn 2:2 (0:1)
0:1 - Denilson 40'
0:2 - Diaby 49'
1:2 - Barry (k.) 65'
2:2 - Knight 90+1'
Składy:
Aston Villa: Friedel - Reo-Cocker, Davies, Knight, Luke Young, Milner, Sidwell, Petrov, Barry, Ashley Young, Agbonlahor.
Arsenal Londyn: Almunia - Sagna, Eboue, Toure, Silvestre, Billong (43' Ramsey), Denilson, Nasri (82' Clichy), Diaby, Gallas, Van Persie.
Żółte kartki: Agbonlahor, Reo-Cocker, Petrov, Barry (Aston Villa) oraz Billong, Toure, Diaby, Van Persie (Arsenal).
Sędzia: Lee Mason.
Widzów: 42585.