Obrońca Górnika Zabrze wrócił do T-Mobile Ekstraklasy po 2005 dniach. "Byłem wtedy szczeniaczek"

Sztab szkoleniowy Górnika Zabrze zapowiadał, że spróbuje taktycznie przechytrzyć Lechię Gdańsk. Śląska drużyna zagrała z ekipą z Trójmiasta czwórką obrońców, a w składzie znalazł się jeden banita.

Mowa o Mateuszu Słodowym, 23-letnim obrońcy, który zagrał w barwach Górnika Zabrze w lidze po 2,5 roku od swojego transferu na Roosevelta. Obrońca ten jest bardzo ciekawym przypadkiem. Karierę rozpoczynał w juniorskich zespołach Odry Wodzisław Śląski, w barwach której zadebiutował też na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej.

Miało to miejsce 3 października 2009 roku w przegranym przez wodzisławską drużynę derbach Śląska z Ruchem Chorzów (1:3). Uzdolniony młodzian miał wówczas nieco ponad 18 lat, a na placu gry zameldował się od 62. minuty spotkania, zmieniając Adama Mójtę.
[ad=rectangle]
Na boiskach T-Mobile Ekstraklasy Słodowy pojawił się raz jeszcze - 21 listopada 2009 roku, gdy w wyjazdowej potyczce Odry ze Śląskiem Wrocław (0:4) w przerwie zmienił wcześniej wspomnianego Mójtę. Potem obiecująca kariera zawodnika mocno przystopowała.

Słodowy rundę wiosenną spędził na wypożyczeniu w Kolejarzu Stróże, a następnie po rundzie jesiennej spędzonej w barwach Odry na boiskach I ligi wyjechał z Polski do... Czech, gdzie podpisał umowę z Viktorią Żiżkov, klubem z przedmieść Pragi.

Swojej przygody w kraju naszych południowych sąsiadów zawodnik nie wspominał jednak zbyt dobrze. - Byłem podstawowym zawodnikiem, ale klub miał ogromne problemy organizacyjne. Nie płacono nam regularnie, trudno było skupić się tylko na futbolu - przyznaje Słodowy.

Z Czech wyrwał się po 2,5 roku, podpisując umowę z Górnikiem. Nie wywalczył sobie jednak miejsca w kadrze pierwszego zespołu i latem 2013 roku został wypożyczony do Energetyka ROW Rybnik. Po sezonie spędzonym przy Gliwickiej wrócił do Zabrza, ale wciąż musiał czekać na swoją szansę, grając głównie w drużynie rezerw.

Mateusz Słodowy czekając na szansę w Zabrzu grał m.in. w Energetyku ROW Rybnik
Mateusz Słodowy czekając na szansę w Zabrzu grał m.in. w Energetyku ROW Rybnik

Epizod w pierwszym zespole Trójkolorowych Słodowy zaliczył 23 września 2014 roku, pojawiając się na boisku w 90. minucie spotkania 1/16 finału Pucharu Polski z Koroną Kielce (2:1).

Po blisko dziewięciu miesiącach oczekiwania zadebiutował w górniczych barwach na boiskach elity, rozgrywając 84 minuty w meczu z Lechią Gdańsk (0:1). - Na gorąco ciężko jest mówić o swojej grze. W ogóle nie przywiązuję do tego wagi. Najważniejsze jak mój występ ocenią trenerzy. Mam nadzieję, że zyskam pozytywne opinie i w składzie zadomowię się na dłużej - podkreśla obrońca Górnika.

Słodowy nie ukrywa, że był zdeterminowany, by w końcu otrzymać przy Roosevelta szansę z prawdziwego zdarzenia. - Ciężko pracowałem na to, by tę szansę w końcu otrzymać. Na treningach dawałem z siebie wszystko i sztab szkoleniowy najwidoczniej to zauważył. Nie ukrywam, że chciałem, bardzo chciałem w końcu do składu się przebić, bo to oczekiwanie było trudnym czasem. Z cierpliwością czekałem jednak aż ten moment nadejdzie - przyznaje 23-latek.

Defensor zabrzan przekonuje, że nie zmarnował czasu od swojego ostatniego występu na boiskach elity. - Na pewno jestem dziś zawodnikiem znacznie bardziej doświadczonym i piłkarsko ogranym. Jak zaczynałem kopać w Odrze, to byłem szczeniaczkiem - uśmiecha się gracz śląskiej drużyny.

- Szkoda, że nie udało mi się powrotu do ekstraklasy ukoronować zwycięstwem drużyny. Nie byliśmy od Lechii słabsi, ale poszła szybka kontra, która zakończyła się trafieniem dla rywala. Innych szans drużyna z Gdańska w drugiej połowie nie miała - ocenia obrońca 14-krotnych mistrzów Polski.

Komentarze (0)