Bełchatowianie mimo porażki nie składają broni

PGE GKS przegrał na własnym terenie aż 1:4 z Zawiszą Bydgoszcz i spadł na ostatnie miejsce w tabeli T-Mobile Ekstraklasy.

Podopieczni Kamila Kieresia do sobotniego spotkania podchodzili z wielkimi nadziejami. Nowy-stary szkoleniowiec zespołu już po kilku dniach pracy potrafił poprowadzić rozbitą wcześniej drużynę do spektakularnego zwycięstwa 4:2 w Chorzowie. Zarówno kibice jak i zawodnicy PGE GKS-u mogli więc liczyć, że w kolejnej serii spotkań będą w stanie rozprawić się na GIEKSA Arenie z zamykającym stawkę rywalem.
[ad=rectangle]
Stało się jednak zupełnie inaczej i już po pierwszym kwadransie meczu z Zawiszą Bydgoszcz jasnym było, że gospodarze będą mieć olbrzymie problemy z wywalczeniem przynajmniej punktu. Ostatecznie na cztery trafienia przyjezdnych bełchatowianie odpowiedzieli jednym i spadli na ostatnie miejsce w tabeli. W meczach z Koroną Kielce i Górnikiem Łęczna Brunatni nie mogą już pozwolić sobie na podobną wpadką, ponieważ do pozycji gwarantującej pozostanie w lidze na dwie kolejki przed końcem sezonu tracą cztery punkty.

Piłkarze Kieresia, choć boisko opuszczali załamani, nie zamierzają się poddawać i deklarują walkę o pozostanie w T-Mobile Ekstraklasie. - Ciężko powiedzieć na gorąco po meczu, co się w jego trakcie wydarzyło. Przegraliśmy spotkanie, choć wydawało się wcześniej, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Okazało się inaczej. Do końca jednak pozostały jeszcze dwa mecze, a my na pewno nie złożyliśmy broni - podkreśla Maciej Małkowski.

Ładna bramka Macieja Małkowskiego ostatecznie nic drużynie z Bełchatowa nie dała
Ładna bramka Macieja Małkowskiego ostatecznie nic drużynie z Bełchatowa nie dała

Bełchatowianie pierwszego gola stracili już w 8. minucie meczu, kolejnego zaś ledwie chwilę później. Po przerwie potrafili wprawdzie zmniejszyć stratę, ale na zdobytą przez nich bramkę po godzinie gry rywal odpowiedział trafieniem już 180 sekund później! To zresztą nie był koniec kanonady przyjezdnych, bo w 66. minucie na 4:1 podwyższył superrezerwowy Zawiszy Jakub Świerczok, który moment wcześniej pojawił się na boisku.

- Trudno jest się podnieść po dwóch bramkach. Szybko zrobiło się 0:2 po błędach tak naprawdę całego zespołu i łatwo zdobytych przez Zawiszę golach. Próbowaliśmy się pozbierać. Wydawało się nawet, że jesteśmy w stanie, ale po strzelonej przez nas bramce zaraz straciliśmy kolejną. Później cokolwiek zrobić było już naprawdę ciężko - przyznaje autor honorowego tego dnia trafienia PGE GKS-u.

Komentarze (0)