W rundzie jesiennej Górnik Łęczna był niepokonany na swoim stadionie, ale wiosną jest dostarczycielem punktów. Tylko raz zwyciężył przy Al. Jana Pawła II i plasuje się tuż nad strefą spadkową. W sobotę musiał uznać wyższość Ruchu Chorzów, któremu opłacił się defensywny styl gry. - To jest właśnie ekstraklasa, gdzie zespoły mają taką jakość, że wystarczy, iż stworzą sobie jedną sytuację i potrafią ją wykorzystać. My może nie mieliśmy wielce klarownych sytuacji, ale wielka szkoda, że nie wykorzystaliśmy tego, co mieliśmy - ocenia Radosław Pruchnik.
[ad=rectangle]
Gospodarze przeważali, lecz zwlekali z oddawaniem strzałów. Jeśli już uderzali, to zazwyczaj katastrofalnie. Zachowanie czystego konta nie było więc dla Matusa Putnocky'ego trudnym zadaniem. - To jest właśnie nasza bolączka i będziemy nad tym pracować. Uważam, że organizacja i kultura gry były na wysokim poziomie jeżeli chodzi o nasz zespół. Tylko w pewnym momencie nie podejmowaliśmy odpowiednich wyborów. Przy szesnastce szukaliśmy kwadratury koła zamiast po prostu oddać strzał, który jest najważniejszy w piłce - przyznaje 28-letni pomocnik.
Dwa ostatnie mecze przesądzą o losie Górnika. Chociaż kontuzje uszczupliły kadrę, to zespół nie traci wiary w sukces. - Będzie walka do końca, ale nie załamujemy się. Wiemy doskonale o tym, że mamy wartościowy zespół, który spokojnie może utrzymać się w ekstraklasie. Pracujemy na to, żeby takie obciążenie wytrzymać. Jeżeli chodzi o nasze przygotowanie, to w ogóle się o to nie martwię - podkreśla Pruchnik.
Widmo spadku zagląda Górnikowi Łęczna w oczy. "Szukaliśmy kwadratury koła"
Zielono-czarni po raz trzeci z rzędu przegrali przed własną publicznością. Na finiszu sezonu czeka ich więc nerwowa batalia o utrzymanie.
Źródło artykułu: