Od pierwszych minut zielono-czarni starali się narzucić rywalowi swój styl gry i sforsować jego skomasowaną obronę. Brakowało im jednak pomysłu na przechytrzenie chorzowskich defensorów. - Ruch nas nie zaskoczył. Wiedzieliśmy, że przyjedzie głęboko cofnięty i będzie grał dłuższymi podaniami do napastnika. Baliśmy się grać do przodu. To nasz największy minus. Nie było nas z przodu - nie ukrywa Jurij Szatałow.
[ad=rectangle]
Gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, ale rzadko decydowali się na strzały. W okolicach pola karnego Ruchu Chorzów jeszcze próbowali wymieniać podania, co było fatalnym rozwiązaniem. - Wydaje się, że zawodnicy są pod każdym kątem przygotowani i wiedzą co robić, ale jak dochodzi do sytuacji, kiedy trzeba uderzyć czy dograć piłkę to coś nas blokuje. Potrafiliśmy wypracować sytuacje przed polem karnym, ale to za mało. W piłce trzeba uderzyć, dogrywać, a tego dzisiaj nie było - przyznaje trener beniaminka.
Ostatni raz Górnik Łęczna zwyciężył na własnym stadionie na początku marca. Od tamtej pory punktuje głównie na wyjazdach, dzięki czemu jeszcze balansuje tuż nad strefą spadkową. Finisz sezonu będzie jednak nerwowy, gdyż forma zespołu nie powala na kolana. - Nie wiem czemu karta się odwróciła. Do niedawna u siebie nie przegrywaliśmy, a teraz jest odwrotnie. Będziemy się boksować do ostatniego meczu. Nie odpuścimy. Jesteśmy nastawieni na utrzymanie - zapewnia Szatałow.
[event_poll=52078]
Jurij Szatałow: Będziemy się boksować
[tag=566]Górnik Łęczna[/tag] pozostaje bez wygranej na własnym stadionie od niemal trzech miesięcy. W sobotę musiał uznać wyższość Ruchu Chorzów, choć posiadał przewagę.