Czy Kamil Kiereś będzie w stanie uratować dla Bełchatowa ekstraklasę?

Beniaminek z województwa łódzkiego jest na najlepszej drodze do powrotu do I ligi. Szans na utrzymanie wciąż jednak nie stracił.

Po meczu w Chorzowie wydawało się, że - niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - po powrocie do klubu Kamila Kieresia momentalnie zniknęły największe problemy zespołu. Wystarczyło odsunięcie od składu czterech doświadczonych graczy i kilka jednostek treningowych, by zespół, który od wielu tygodni nie zaznał smaku zwycięstwa, pokonał, i to w bardzo widowiskowy sposób, solidny Ruch. Nadmierny optymizm okazał się jednak przedwczesny, ponieważ w kolejnej serii spotkań bełchatowianie przegrali mecz, którego za żadne skarby przegrać nie powinni.
[ad=rectangle]
- To było bardzo ważne spotkanie z perspektywy walki o utrzymanie w ekstraklasie w tym sezonie. Po ostatniej kolejce i zwycięstwie w Chorzowie wrócił w drużynie duży optymizm. Sytuacja w tabeli wyraźnie się poprawiła. Teraz, z tym wynikiem, znowu robi się nieciekawie. Nie chcę opowiadać w tej chwili bajek, ale z drugiej strony nie zamierzam też spuszczać głowy - przyznał po dotkliwej porażce 1:4 z Zawiszą Bydgoszcz opiekun Brunatnych.

Zwycięstwo z Ruchem miało olbrzymie znaczenie dla trenera i zespołu nie tylko z uwagi na końcowy rezultat. - W Chorzowie stało się coś bardzo ważnego. Graliśmy naprawdę dobrze, prowadziliśmy 1:0 i z tego, co pamiętam, straciliśmy bramkę na 1:1 w momencie, kiedy ta nasza gra się układała. I nastąpił istotny zwrot - zespół po stracie bramki zareagował inaczej niż w poprzednich spotkaniach. Padła bramka na 2:1, a później jeszcze kolejna. To była na pewno odmiana od tych negatywnych reakcji, które pojawiały się wcześniej - zauważył Kiereś.

Kamil Kiereś wierzy w swój zespół
Kamil Kiereś wierzy w swój zespół

Po porażce z podopiecznymi Mariusza Rumaka w minioną sobotę PGE GKS osunął się w tabeli na ostatnie miejsce i do lokaty gwarantującej utrzymanie w ekstraklasie traci już cztery punkty. Przy pozostałych do rozegrania dwóch kolejkach nie ma już więc miejsca na wpadki. Sytuacja w tabeli i układ spotkań między bezpośrednimi rywalami w grze o zachowanie ligowego bytu daje jednak nadzieję na skuteczną pogoń Brunatnych. Żeby do końca liczyć się w walce o pozostanie w elicie bełchatowianie muszą jednak pokonać we wtorek Koronę Kielce.

- Wróciłem na to stanowisko, zakładając, że będziemy bić się o utrzymanie, dopóki istnieją matematyczne szanse na pozostanie w lidze. Nie wolno nam się poddawać, musimy nadal wierzyć, zregenerować się i przygotować odpowiednio do kolejnego meczu, choć czasu zostało niewiele. Będziemy szukać trzech punktów w Bełchatowie i potem trzech kolejnych w Łęcznej. Mimo że na pewno wiele osób przestało wierzyć, ja i drużyna nie zamierzamy się poddawać - zadeklarował 40-letni szkoleniowiec. - Podjąłem się tego zadania. Wróciłem w momencie, gdy woda była już na pokładzie, ale jeszcze nie utonęliśmy. Trzeba o te sześć punktów zawalczyć - dodał.

Niewykluczone, że we wtorek dojdzie do zmian w wyjściowym składzie PGE GKS-u. Kilku zawodników nie udźwignęło w sobotę ciężaru gry o tak dużą stawkę, jaką jest utrzymanie w lidze. - Nie chcę zabierać głosu na temat ewentualnych roszad personalnych. Trzeba też posłuchać tego, co sztab medyczny ma po meczu do powiedzenia. Musimy zastanowić się, przeanalizować spotkanie i możliwe, że jakieś zmiany się pojawią. Na pewno dochodzi nam Michał Mak, który w meczu z Ruchem Chorzów napędzał akcje, zwłaszcza w tych pierwszych trzydziestu minutach, kiedy zdominowaliśmy piłkarzy Ruchu. Ta lewa strona świetnie wtedy z nim funkcjonowała - zwrócił uwagę trener Gieksy.

Źródło artykułu: