Lech Poznań - przez piekło do Ligi Mistrzów

We wtorek Lech Poznań będzie stukał w pierwsze drzwi do Ligi Mistrzów. W Sarajewie są szczęśliwi, że trafili na drużynę z Polski.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Maciej Skorża dotarł z drużyną do stolicy Bośni i Hercegowiny jeszcze przed południem w poniedziałek. 34 stopnie w cieniu, pełne słońce i taka wilgotność, że trudno oddychać. - Zrobiliśmy wszystko, co się da, by przygotować się na takie warunki. Temperatury się nie boję, gorzej z wilgotnością. Jeśli będziemy musieli grać pressingiem, a nie ułożymy meczu dla siebie na samym początku, w którymś momencie mogą pojawić się problemy - mówi.
W Sarajewie nie ma wielkiego zainteresowania meczem. Stadion w ostatnich latach rzadko się wypełnia. Komplet był na spotkaniu z Borussią Moenchengladbach w zeszłym sezonie, na derby z Żeljeżnicarem przyszło 25 tysięcy. Teraz trwa ramadan, wielu wychodzi jeść dopiero wieczorem, po strzale z armaty oznaczającym koniec dnia, muzułmanie odmawiają sobie także innych przyjemności, a za taką uchodzi tutaj oglądanie najlepszej drużyny w kraju - FK Sarajewo.

- Słyszałem, że w Polsce ucieszyliście się z losowania - zagaduje Tarik Trbić, rzecznik prasowy klubu. - To dobrze, bardzo dla nas dobrze. Bałkańska piłka ma się nieźle, a my jesteśmy tu obecnie trzecią siłą po Dinamie Zagrzeb i Rijece. Mamy naprawdę dobrych zawodników, świetnych technicznie. Możecie być zaskoczeni.

FK Sarajewo wygrało ligę z trzema punktami przewagi nad Żeljeżnicarem. Najlepszy strzelec Krste Velkoski zdobył tylko jedenaście bramek. Macedończyk jest jednym z trzech reprezentantów, jakich ma w składzie rywal Lecha. Ahmad Kallasi gra dla Syrii, a Gojko Cimirot dwa razy wystąpił w kadrze Bośni. Z Kallasim w klubie mają jeden problem. Przez jakiś czas upierał się, że ściśle będzie przestrzegał ramadanu. Inni muzułmanie w drużynie odżywiają się normalnie. - W Sarajewie trzy religie żyją ze sobą w zgodzie od wieków. Ci, którzy mówią, że wojna 20 lat temu była na tle religijnym, opowiadają głupoty. To była wojna o ziemię. Tutaj przy jednej ulicy stoi meczet, kościół katolicki i prawosławny, tylko politycy mają problem. Nie ludzie - mówi Katarzyna Tryboglav, polska przewodniczka turystyczna, która mieszka w Sarajewie od 37 lat. Na mecz się nie wybiera. Pyta tylko o kibiców Lecha, których w Bośni trochę się boją.

- Zakładamy, że na stadion przyjdzie około 18 tysięcy ludzi, w tym maksymalnie tysiąc z Polski. Jesteśmy pokojowym narodem, jeśli ktoś usłyszy na ulicy, że mówi pan po polsku, to zaprosi na piwo. Nie spodziewamy się żadnych problemów. Ale warto pamiętać, że jesteśmy pokojowym narodem do czasu, kiedy ktoś nie naruszy naszej gościnności - tłumaczy Trbić.

Jeden kibic Lecha, który jest żołnierzem kontyngencie pokojowym w Sarajewie, szedł na poniedziałkowy trening w koszulce swojego ulubionego klubu. Niedaleko stadionu poproszono go, by się jednak przebrał. Grzecznie poproszono, równie grzecznie się posłuchał. Zakłada, że goście z Poznania raczej tak posłuszni nie będą.

Trbić w samych drzwiach przeprasza za stadion. Postawiony w 1950 roku obiekt przeszedł jedną poważną renowację. Ściany przeciekają, nie ma sali konferencyjnej. Piłkarze Lecha przerazili się stanem szatni. Oczywiście trybuny nie są przykryte dachem. Właściciel klubu, malezyjski milioner Vincent Tan, nie inwestuje w obiekt ze względu na przepisy prawne.

Stadion należy do miasta, w 1984 roku odbyła się na nim ceremonia otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich. Dziesięć lat później, na boisku treningowym znajdującym się tuż obok, chowano dziesiątki ciał po serbskim ataku moździerzowym na targ. W tym samym czasie w telewizji transmitowano ceremonię otwarci igrzysk w Lillehammer. - Po wojnie ekshumowano ciała i przeniesiono do grobów na cmentarzach. To miejsce pełne historii - mówi Tryboglav. Jej córka, Agnieszka, mieszka tu od urodzenia, ale pięknie mówi po polsku. Stadion kojarzy jej się z koncertem U2, pierwszym po zakończeniu oblężenia Sarajewa. - Siedziałam w takim sektorze, gdzie byli sami żołnierze KFOR. Nie pamiętam, ale wydaje mi się, że Bono z zespołem przylecieli tu za darmo. Żeby dać nam trochę radości - opowiada.

Stadion jest reliktem przeszłości. Gospodarze pytani, gdzie będą grać, jeśli awansują do Ligi Mistrzów, najpierw proszą o zmianę tematu, potem liczą na to, że UEFA przymknie oczy, a na końcu ze schyloną głową odpowiadają: - Pewnie w Belgradzie, albo Splicie.

W Sarajewie o Lidze Mistrzów mówią serio. Lech ma być tylko przystankiem. Kontuzji nie ma, jeden nowy zawodnik będzie mógł grać dopiero w Poznaniu, bo są jakieś problemy w papierologii. - Jestem pod wrażeniem gry Cimirota, podczas analizy najbardziej zwrócił moją uwagę. Uważam, że największe zagrożenie czeka nas właśnie ze strony środkowej linii rywala. Sarajewa nie trzeba się bać, ale trzeba szanować, przyjechaliśmy tutaj wygrać mecz i widzę, że moi piłkarze są na to gotowi. Po przegranym finale Pucharu Polski powiedziałem, że to jeszcze dzieci. Teraz widzę, jak dojrzeli przez ten czas, jak pięknie go wykorzystali - mówi Skorża.

Trener Lecha pytany czy europejskie puchary kojarzą mu się bardziej ze zwycięstwem nad Spartakiem Moskwa czy blamażem z Levadią Tallin zasłania się problemami z pamięcią. Twierdzi, że sięga ona najwyżej trzech lat wstecz. Do Bośni przywiózł najsilniejszy skład. - Wyjściowa jedenastka niewiele się będzie różnić od tej, jaką zagraliśmy z Legią o Superpuchar. Ale wydaje mi się, że aby pokonać Sarajewo musimy zagrać lepiej niż przeciwko drużynie z Warszawy. W tamtym spotkaniu kilka razy zdarzyło się, że zagapiliśmy się w obronie. Bośniacy mogą to wykorzystać - mówi.

Poniedziałkowy trening odbył się chwilę po ulewnym deszczu. Boisko nie jest w najlepszym stanie, ale żeby marzyć o Lidze Mistrzów trzeba tu we wtorek po prostu wygrać. Vincenta Tana na meczu nie będzie, ale codziennie telefonuje do klubu. Jako właściciel belgijskiego Kortrijk i angielskiego Cardiff City, do Sarajewa ma największą słabość, bo jako jedyna jego drużyna grać będzie w europejskich pucharach i to o Ligę Mistrzów. - To nie jest związek bez podstaw. Bośniacy mają wiele szacunku do Malezji, jako kraju, bo jako pierwsza w latach dziewięćdziesiątych zgodziła się przyjmować naszych uchodźców bez żadnych wiz. O panu Tanie wszyscy mówimy z respektem, wiemy jak bardzo chciałby, byśmy wyeliminowali Lecha - tłumaczy Trbić.

Spotkanie rozpocznie się o 21 i będzie transmitowane przez TVP. Rewanż za tydzień w Poznaniu.

Michał Kołodziejczyk z Sarajewa

Czy Lech wygra w Sarajewie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×